photoblog.pl
Załóż konto
Dodane 5 WRZEŚNIA 2016
996
Dodano: 5 WRZEŚNIA 2016

5.

4 muszkieterów na polskiej miami beach :)

 

Chyba czekałam z tą notką na koniec lata. Smutne, ale prawdziwe.

 

 

Zmieniła się. Jess odkryła tą prawdę gdzieś pomiędzy 5, a 6 kieliszkiem wódki, potem już było tylko gorzej.

- Zmieniłam się, kurwa, na lepsze! - wydarła się Vicky w twarz. Ta zamrugała ze zdziwienia i uśmiechnęła się szeroko.

- To chyba dobrze nie?

- Nie. Kurwa, nie dobrze. - oznajmiła ponuro.

- Bo? - Vicky kompletnie nie rozumiała tragedii.

- Bo zmieniłam się przez niego. On mnie zmienił. - słowa, które wypowiadała zdawały się nie mieścić w jej gardle.

Siedziały przy barze. Obydwie w sukienkach. Choć oczywiście dekolt Vicky był adekwatnie dwa razy większy niż Jess.

W stanie były porównywalnym, emocjonalnym i fizycznym. Zresztą nie pierwszy raz. 

Mimo to Vicky tym razem kompletnie nie rozumiała Jess. Co tą ostatnią doprowadzało do kurwicy.

-  Ja tam wogóle nie czaje co ty w nim widziałaś... - Vicky pokręciła głową z dezaprobatą, jednocześnie nie spuszczając z oczu barmana, którego obserwowała od kilku minut.

- Tak, nie rozumiesz. To już ustaliłyśmy. - Jess zdecydowanie nie była zainteresowana wysłuchaniem po raz kolejny, jaka głupia była. Była? Może nadal jest. - Idę zaczerpnąć powietrza - rzuciła, wypijając ostatni pełen kieliszek.

- Mhm... - Vicky nie uraczyła jej nawet spojrzeniem.

Na zegarze w hotelowym lobby dochodziła jedenasta. Jess zawachała się chwilę i zamiast drzwi wyjściowych wybrała wejscie do windy. Winda. Prefekcyjnie ograniczona przestrzeń, pozostająca w ciągłym ruchu, jakby była całkiem niezależna od otaczającego świata. Jess wybrała najwyższe piętro i gdy tylko zamknęły się drzwi odetchneła z ulgą. Chociaż na chwilę jej świat sprowadzał się tylko do tej windy.

Oparła nagie plecy o zimną ściankę windy. Wdech, wydech. Na 3 pietrze winda się zatrzymała. Jess otworzyła oczy. Wszedł on. Typowe 24h. Brunet o bezczelnym uśmiechu i wczorajszym zaroście.

- Dobry wieczór.

- Dla kogo dobry, dla tego dobry. - Jess mimowolnie się uśmiechnęła.

- A coż złego mogło się przytrafić tak pięknej kobiecie? - posłał jej firmowy łobuzerski uśmiech. Jess wiedziała, że to pytanie jest retoryczne. Wiedziała, że ma jakieś 1,5 minuty, zanim te kilka dzielących ich metrów zacznie mieć znaczenie. Na razie nie miały znaczenia Piętro 6. Nikt nie wsiadł. Stał oparty o przeciwległą ścianę windy, patrząc jej w oczy, jakby nadal oczekiwał odpowiedzi. Jess poczuła w skroniach pulsujące tętno. Zrobiła krok w jego stronę i w momencie kiedy jego kąciki ust zaczęły się układać w zwycięski uśmiech, poczuła na swoich żebrach silne objęcia. Znieruchomiała na sekundę, wstrzymała oddech, tak obejmować ją potrafiła tylko jedna osoba na świecie. Przez chwilę nie opuszczało ją to znajome uczucie. Piętro 10 - oznajmił zachrypły głos w windzie. Obróciłą się na pięcie i wyszła, pozostawiając mężczyznę z osłupiałym wyrazem twarzy. Wybrała schody. 10 pięter, biegiem w sukience i szpilkach. Wypadła zdyszana przez szklane drzwi hotelowego lobby na ulice. Omal nie zachłysnęła się zimnym, nocnym powietrzem. Wdech, wydech. Dzwonił telefon. Musiał dzwonić już od dłuższej chwili, sądząc po tym, że piosenka, która miała ustawioną na dzownek zmierzała już ku końcowi. Wygrzebała go z torebki. Ktoś dzwonił z zastrzeżonego numeru na jej zapasowy numer, którego nie używała.

- No cześć - wydyszała do telefonu.

- Wszystko w porządku? - głos w słuchawce wydawał się być zaniepokojony. 

- Wyszłam pobiegać, czemu dzwonisz? - skłamała odruchowo.

- Bez powodu, chciałem tylko usłyszeć twój głos, to był paskudny dzień, dopiero wychodze z pracy. - w porównaniu do niej był taki spokojny.

- Nie powinieneś dzwonić o tej porze. - Jess nie mogła zebrać myśli.

- Dlaczego? 

- O tej porze powinieneś być z nią. - jak zwykle próbowała poukładać rzeczy, na które nie miała kompletnie wpływu. Byleby poczuć, że chociaż nad czymś ma kontrolę.

- No przecież mówię, że dopiero teraz wychodze z pracy. Napewno wszystko w porządku?

- Tak, ale chciałabym skończyć trening, złapałeś mnie w połowie. Pogadamy jutro ok? - Jess odzyskała zdolność formułowania zdań złożonych.

- No, ok. Tylko nie przesadzaj, ty całe życie biegasz za czymś - zaśmiał się. Śmiał się. Beztrosko, tak naturalnie, że Jess prawie fizcznie bolało słuchanie tego.

- Wiesz, że ja nigdy nie odpuszczam. - to zdanie wypełzło gdzieś z głębi jej gardła, Jess nie była z tego zadowolona.

- Wiem, wiem, no to miłego. Dobranoc.

- Branoc. - rozłączyła się i wróciłą do baru. Zastała Vicky w bliskiej korelacji z barmanem, z którym ją zostawiała. Co z resztą nie było niczym zaskakującym. Zamówiła sobie martini, żeby miec czas poukładać myśli, zanim alkohol je zabije.

- Gdzie Ty się podziewałaś tyle czasu? - powitałą ją roześmiana Vicky - To jest Dominic, Dominic, moja przyjaciółka Jess.

- Miło Cię poznać, musiałam odebrać telefon -  kolejne gładko złożone kłamstwo. 

- Kto dzownił? On? - Vicky załączyła się charakterystyczna dla niej dziecięca ciekawość.

- Nie, David dzownił, w sumie nie wiem po co. Jak to on. - odpowiedziała od niechcenia Jess.

- Cholera, dziewczyno powinnaś przestać odbierać od niego telefony, to chore.

- Pewnie powinnam. - myśli Jess pływały już zupełnie gdzie indziej. Co ja powstrzymało tam w windzie? Jak to możliwe, żeby nadal czuła jego obecność na sobie? Przecież była wolna, boleśnie pozbawiona zobowiązań. Nic ją już przecież nie trzymało. Mimo to, czuła, że nawet martini już jej nie smakuje.

Odstawiła kieliszek z obrzydzeniem.

- Co jest ? - zapytała zdziwiona Vicky.

- Cholera, Vicky, ja już nawet nie potrafię się porządnie upić. - jęknęła. Pragnęła teraz tylko wrócić do mieszkania jak wtedy i zastać go śpiącego. Uwielbiała patrzeć jak spał. W jej dłoni zawibrował telefon.

"Jak Ci minął weekend?" Po co napisał? Po co ciągle to robi? Tak jaby instynktownie wiedział, ze ten jeden sms, był jedyna rzeczą, która mogła ją uratowac tego wieczora. 10 min. później siedziała już w taksówce, produkując możliwie pozbawioną emocji odpowiedź. Śmiała się sama z własnej głupoty, łykając łzy, które konsekwentnie rozmazywały jej perfekcyjny makijaż. Przyjedzie do mieszkania, weźmie gorącą kąpiel i zaśnie z telefonem w ręku. Tak jak wczoraj, przedwczoraj i dzień wcześniej. A jutro? Kto wie, może lato da jej jeszcze kilka dni. Może przyjdzie jesień, a on zapomni uratować ją tym jednym smsem. Zmienił ją. Zmienił ją tak, że nie poznawała własnego odbicia w lustrze. I paradoksalnie nawet nie czuła się z tym źle. Czuła tylko, że zbliża się jesień, a ona nie może na to nic poradzić.

 

Zawsze twierdziłam, że są ludzie, którzy pojawiają się w naszym życiu, tylko po to, żeby pomóc nam wstać z kolan i odejść w swoją stronę. Nadal tak twierdzę. A wyjątki podobno potwierdzają regułę.

 

 

Nie mów, że kochasz - Kochanie kończy się źle.

 

Zarejestruj się teraz, aby skomentować wpis użytkownika lisabravenhard.

Informacje o lisabravenhard


Inni zdjęcia: Szymon tezawszezle... maxima24... maxima24... maxima24Wiosna idzie....pozdrawiam. halinamTuż przed wschodem andrzej73Zamek Czocha purpleblaackSparta 2praga - Opava wroclawianinMalina lepionkaSikora bogatka slaw300