art: Showtime - Maciej Kuciara
Jutro pierwszy dzien na uczelni. Nie ma zle, od 9 do 16. Ciekawa jestem jak to wszystko będzie wygladało - jak bardzo bedzie podobne lub inne od tego co bylo w polszy. Pierwszy tzw. tydzien zerowy mam za sobą. Wychodzi na to, ze dolacze do... klubu wspinaczkowego.
Z tych wszystkich roznych spolecznosci akurat ta. Rzekłabym dziwnie, ale gdyby nie fakt, ze na freshers fair natknelam sie na kogos bawiacego sie diabolo ubranego w uprząż to bym nawet nie zauwazyla stoiska klubu wspinaczkowego. Okazuje sie ze ludzie tez troche bawia sie w manipulowanie roznymi przedmiotami- namowili mnie na probna wspinaczke ( ktrora byla wczoraj, prawie weszlam na sama gore najtrudniejszej sciezki, yay). I tak chyba jakos tam zostane, bo fajne ludzie i fajny sport. Prawie, jak bieganie po Chopinowym maszcie :D
Wczorajszy dzien byl jednak nie tylko wizyta na sciance wspinaczkowej. Razem z Jonem pojechalam do miejsca jego praktyk dotrzymac mu towarzystwa w zbieraniu podpisów zaliczeniowych. Jako ze jestesmy w typowej Anglii, musialo zaczac padac. Lać- chyba jest lepszym okresleniem. Zrobilismy cos okolo 8 mil w totalnej ulewie, wrocilismy do domu doslownie przesiaknieci wodą i cholernie zmarznieci- kropelki wody spadały mi z nosa przez pół drogi, co było niesamowicie irytujące xD Nie mam jednak na co narzekac, trafiłam na osobę, która nawet w takich sytuacjach potrafi mysec pozytywnie i spiewac jadac na rowerze. Uroczo :P
Troche zabolał mnie fakt, ze zeby dziarac w uk trzeba miec licencje :C