Mam coraz więcej wątpliwości...
Czy to tak powinno wyglądać...?
czy powinniśmy się o byle pierdoły kłócić....?
czy ja chce to dalej ciągnąć....?
Wtedy byłam pewna, co chce zrobić...
Nawet powiedziałam to głośno, że chce to zakończyć
bo sie dusze
bo nie mam już siły
bo nie chce skończyć z nerwicą na lekach....
Ale ilekroć zaczynam ten temat on zaczyna zanosić sie płaczem, a to chyba ja powinnam płakać..
i wtedy tracę tą swoją stanowczość, którą niby inni podziwiają
No i zamiast to definitywnie skończyć, to dałam mu tą głupią szanse
I to był chyba błąd, bo teraz jest tak cukierkowo, że aż sie żygać chce....
On nie potrzebuje dziewczyny,
On potrzebuje matki, której nie miał
i pomocy psychologa, którego ja mu nie zastąpie...
Japierdole ale ze mnie mięczak..
Rzucam wszystko i jade w Bieszczady