photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 23 SIERPNIA 2016

.

 

"Wydawało mi się, że wiem. Miłość, troska, zaufanie, wsparcie. Wszyscy to wiemy, prawda? Guzik prawda. Te wielkie słowa nie mają nic wspólnego z codziennością, wkurwieniem po pracy, wrodzonym egoizmem, ciągłym strachem przed porażką i samotnością. Przez lata byłam koszmarną partnerką i właśnie postanowiłam to zmienić. Zaczynam jedno z najważniejszych zadań w moim życiu: sumiennie i uczciwie będę się uczyć, jak być dobra w byciu razem."

 

CD.

Czwartym moim przewinieniem było skupianie się błędach, na ranach i złych chwilach. Nie widziałam jak starał się dla mnie, jak pomagał i był obok. Z jednej strony dlatego, że było to niewystarczające dla mnie i potrzebowałam czegoś innego, a zabrakło u nas rozmowy o tym. Naprawdę, w ogóle o nas nie rozmawialiśmy. Albo dlatego, że nie umiał, albo dlatego, że nie chciał. Uwierzę w pierwszy powód, bo jest mniej bolesny i lepszy dla mnie. W czasie kłótni zawsze wychodziłam, co też nie było odpowiednie, bo wtedy to on musiał wyciągać rękę, jakby to on zawsze zawinił. I tu znowu konsekwencja braku skutecznej komunikacji. Gdybym mogła z nim normalnie rozmawiać myślę, że byśmy to rozwiązali, ale ile można samemu przed sobą tłumaczyć drugą stronę?

Po piąte to ciągłe oczekiwania. Oczekiwałam, że będzie mi poprawiał humor, że będzie o mnie dbał, przytulał, rozpieszczał i sprawiał, że poczuję się ważnym człowiekiem. Choć niektóre z tych oczekiwań były jak najbardziej zrozumiałe, a ich występowanie co najmniej niepokojące, to inne były nie na miejscu i doprowadziły do katastrofy. Jeżeli jakaś dziewczyna mnie czyta: Nigdy nie oczekuj, że dzięki facetowi czy związkowi poczujesz się bardziej pewna siebie, bardziej wartościowa, piękniejsza, odważniejsza... Kobietki, my same musimy w sobie znaleźć tą siłę i co najważniejsze - my ją mamy! Jesteśmy wystarczająco silne, by nie potrzebować faceta do  tego, by nadawał życiu sens. Tym sensem nie jest miłość. A przynajmniej nie przyjmowanie miłości, ale jej DAWANIE. I to w różny sposób, na różne sposoby. Póki tego nie zrozumiemy i nie nauczymy się lubić i kochać same siebie to wszystkie związki będą tylko po to, by rekompensować te braki. A pamiętajcie, nie mamy prawa od nikogo tego oczekiwać.

Po szóste, jak widzicie i czujecie, że z facetem nie umiecie porozmawiać na tematy dla was ważne to nie łudź się, że to się zmieni. Pewne rzeczy przychodzą od razu, jak porozumienie w pewnych kwestiach, czy podobne spojrzenie na świat. Bardzo mnie bolało, kiedy nie mogłam wystarczająco często porozmawiać z S. o moim strachu przed ogromem wszechświata, przed czasem, który przemija i nie ma szans by go zatrzymać, o tym jak czasami mała czuję się i jak bardzo się boję, choć nade mną świeci słońce... Ja wiem, o tym nie rozmawia się codziennie, ale powinny być takie okazje. A ja, kiedy nie trafiałam w jego humor byłam zwyczajnie wyśmiewana, ja i to w co wierzę, co czuję i czego się boję. Teraz wiem, że od takich ludzi trzeba uciekać gdzie pieprz rośnie...

Siódma kwestia to mój brak siły. Tej wewnętrznej. Tzn miałam ją, ale z niej nie korzystałam. Wolałam oprzeć się na S. Tak nie wolno. Do związku też trzeba coś wnosić, też czasami trzeba być oparciem dla drugiej osoby. Ja oczywiście starałam się, tak jak S. starał się dla mnie, ale to wszystko nie było w takim wydaniu, jakie każde z nas potrzebowało. Ja dawałam mu to, co dla mnie w takiej sytuacji byłoby odpowiednie, a on mnie. I tu się rozmijaliśmy. Nie byliśmy ciekawi siebie. Ja potem już tylko z czystej złośliwości, ale cóż miałam poradzić, na ciągły brak uwagi, ignorowanie mnie? Nie wiem, ale zachowałam się niedojrzale.

Z drugiej strony sytuacja była jaka była, mieszkaliśmy razem, nie było możliwości, by jakoś się zdystansować na chwilę, móc spokojnie pomyśleć i przeanalizować. Pozwolić emocjom opaść.
A tymczasem w środku burzy nie mogliśmy znaleźć schronienia i ciskaliśmy błyskawicami w siebie nawzajem.

 

Dobrze, że to już koniec. Choć tęsknie, choć mi go brakuje, to wiem, że dobrze się stało.

 

Ale ciężko sobie z tym poradzić. Czytam różne rady na blogach i podobno pomaga wypisanie wszystkich wad //bez złośliwości// i przykrych chwil, aby w razie gorszej chwili, kiedy tęsknota złapie i za nic nie będzie chciała puścić, móc przypomnieć sobie, że wcale tak kolorowo nie było i z jakiegoś powodu to się skończyło. Także to w następnej notce.

 

Ale podobno jedynym lekarstwem na ten ból jest... czas.

A to dopiero tydzień...