czasem mam ochotę wrócić do korzeni,
tak aby przeżywać czas nie myśląc,
czy robię coś właściwie czy nie.
chciałabym odzyskać dużo energii,
która pozwalała mi codziennie się motywować, dawać uśmiech i nie być aż tak odpowiedzialną.
ludzie mówią, by nie brać życia całkowicie na serio.
ale to cholerna obawa przed zawaleniem czegoś nie pozwala na luz,
staje się to z czasem bardziej obsesją,
lekkim elementem układanki który ciągle rośnie.
czasem.
znowu.
czasem chciałabym być egoistką,
myśleć tylko o sobie,
nie przejmować się niczym innym niż tylko moje własne dobro i chęci.
mimo pojęcia, że nie ma już normalnych ludzi na świecie,
którzy pomogą w potrzebie i są dobroduszni, powstaje tutaj dylemat.
bycie egoistką po całej linii czy nadal myśleć o innych
a siebie pozostawiać bardzo blisko tego pierwszego stopnia?
trochę to smutne,
prawdziwe.