Ciężko jest mi się w sobie zebrać i napisać Ci to, co zawsze chciałam. Myślałam, że mając Ciebie mam wszystko, ale skoro nie ma Ciebie dla mnie, to czy dzięki temu stałam się nikim? Oczekiwałam wsparcia, chciałam wsparcia, żebyś właśnie Ty, przyjacielu, mógł mnie wysłuchiwać, pomagać mi. Chciałam Twojej obecności, żebyś po prostu był w każdej chwili, w tej codziennej, najszczęśliwszej po trudną, z którą myślałam, że sobie nie poradzę. Dałeś mi pewną siłę by dążyć do wyznaczonego sobie celu. To bardzo dziwne, że żyłam dzięki Tobie i dla Ciebie. Tyle wspólnych planów mieliśmy, razem, pamiętasz to wszystko? Byłam ja i ty, ZAWSZE RAZEM, tworzyliśmy pewną całość. Co się z tym stało? Dlaczego chcąc to naprawić zepsuliśmy to doszczętnie? Nasza znajomość jest ruiną. Brakuje mi Ciebie. Daj mi jakikolwiek znak. Pokaż, że nie wszystko skończone, że zależy Ci chociaż odrobinkę. Ile można czekać? Chyba lepszym rozwiązaniem jest pocieszyć się kimś innym. Okrutne. Aż tak nie liczyć się z uczuciami innych. Może nie potrafiłam nigdy okazywać ich, ale rozumiałeś to. Byłeś sensem mojego istnienia, myślą początku i końca każdego dnia. Byłam w stanie wiele dla Ciebie poświęcić, Ty dla mnie też. To nie były puste słowa. Wierzę w to. Skoro teraz nie idzie nam dobrze, widzisz to, czemu nic z tym nie zrobisz? Czemu nie zainteresujesz się? Dałeś mi jasno do zrozumienia, że zrobisz dla mnie wszystko, a nawet TEGO nie potrafisz dla mnie poświęcić. Z biegiem czasu naprawdę poznajemy ludzi i dowiadujemy się, że nie warto nikomu ufać, zbliżać się do nich. Ja zaufałam, przez co dostałam od Ciebie nauczkę, takiego pożądnego kopa w żołądek. Tylko za co? Czym sobie zasłużyłam? A pamiętasz, jak byłam przy Tobie ciągle? Gdy tylko mnie potrzebowałeś. Tak jest nadal. Czemu ja nie mogę nawet czasem liczyć na Ciebie? Sądziłam, że to ma działać w obie strony. Uczysz mnie ciągle, ale mam wrażenie, że fałszywej przyjaźni. Robię głupstwa, ale popatrz na siebie. Jesteś idealny? Zadajesz mi bół. Potrzebuję Cię. Przyjacielu... gdzie jesteś?