hm. miałam dodać zdjęcie moich nóg, ale niee wiem, nie umiem.. może jakoś w najbliższym czasie, póki co zdjęcie sobie poczeka..
piszę, żeby dać znać, że żyję, bo w sumie nie mam nic ciekawego do powiedzenia. z jedzeniem jakoś idzie, w dni wolne więcej czasu spędzam poza domem niż w nim, więc praktycznie nic nie jem i to jest piękne. ogarnęła mnie ostatnio mania pieczenia. mój tata zażyczył sobie specjalnie na święta szarlotkę, więc stoi i czeka na jutro (smacznego wam życzę,rodzinko). zrobiłam też *tort-niespodziankę* na urodziny mojej mamy. jeeeju, co to była za misja, ile planowania, latania po sklepach, przygotowywania.. robiłam go u mojej przyjaciółki, która na szczęście mieszka jakieś 7min. drogi ode mnie. najpierw poszłam zrobić biszkopt, wróciłam do domu, zrobiłam szarlotkę, trochę posiedziałam, znowu poszłam do niej, zrobiłam masę, poncz, nasączyłam biszkopt, przełożyłam go masą, później przyniosłam go do domu i po prostu zdyyycham. był tak ciężki, że całe ręce mnie bolą;o jeszcze tylko jutro posypać go ostatnią warstwą wiórków czekoladowych, wbić świeczkę i przynieś mamie pod nos:D. jej, uwielbiam robić ludziom niespodzianki.
co do świąt i 'wszechobecnego obżarstwa'. hm, w sumie ja w Wielkanoc i tak się nigdy nie objadałam, po prostu nie lubię takiego jedzenia. nienawidzę kiełbasy, żurku i tym podobnych.. pamiętam, że zawsze uparcie chciałam 'stukać się' z kimś jajkiem, a później i tak nie jadłam go do końca. jedyne, co może być teoretycznie niebezpieczne, to mazurek, reszta ciast + stos słodyczy od rodziców i babci. ale spoko, dam radę, przecież nie muszę się na to rzucać, i tak nie dałabym rady tego zjeść. podzielę się z ludźmi, na śniadanie zjem jajko i będzie git; ).
dbr, pewnie mogłabym tu jeszcze dużo napisać, ale dosłownie zasypiam na siedząco. tak więc - trzymajcie się, to tylko dwa dni, 'tylko' jedzenie i nie zapominajcie kto nad kim(czym) ma kontrolę; )*