Dziś bałam się stanąć na wadze, myślałam że przytyję, ponieważ wczoraj wieczorem tata kupił lody i skosztowałam. Co prawda malutko, ale skosztowałam.. Na szczęście ( i nie szczeście ) nie przytyłam, ale też nie schudłam. Waga stoi w miejscu -> 60,3kg.
Strasznie chcę ważyć już tak, żeby "5" była pierwszą cyferką... We'll see ;)
Tymczasem dziś najgorszy dzień diety, po pierwsze niedziela (nienawidzę niedziel) po drugie, bardzo mało jedzenia! po trzecie: NAUKA NAUKA NAUKA... Już chyba ostatni tydzień tego "zapieprzu" w szkole. W wekend szykuje się WESELE! Bardzo się cieszę ;)
Bilans:
śniadanie: kawa z mlekiem.
obiad: kotlet drobiowy, owoc(chyba kiwi)
kolacja: nic
Proszę Cię Boże, żebym ważyła chociaż 59,9!