3
Szłam przed siebie, podziwiając okolice miasta. Mijałam wielu przechodniów, którzy patrzyli się na mnie. Niektórzy krzywo, niektórzy z uśmiechem na ustach. Byłam tu nowa i wszyscy to wiedzieli. To było widać. Wyglądałam na zagubioną dziewczynkę potrzebującą natychmiastowej pomocy. Ale ja nie chciałam. Jedynie czego potrzebowałam, to osoby, która by mi tutaj towarzyszyła. Cieszyłam się, że jutro będę szła do szkoły. Będzie to pierwszy mój dzień w szkole w Los Angeles. Byłam ciekawa, ile osób zdołam poznać. Słyszałam od mamy i jej koleżanek, że dużo jest tu osób z Polski. Może na kogoś natrafię? Byłoby fajnie. Szłam z lekkim uśmiechem na ustach. Zatrzymałam się przy kobiecie, która sprzedawała jabłka, z jej drzewa. Przypomniała mi się wtedy wieś. Jak pojechaliśmy do babci i tam zbierałam jabłka, wraz z mamą i tatą. Wyciągnęłam kilka monet i wręczyłam kobiecie, po czym wzięłam jabłko, podziękowałam i odeszłam. Kobieta była mi wdzięczna, gdyż wiedziałam, że dałam dużo pieniędzy, za jedno jedyne jabłko, które po chwili zostało spożywane. Było dobre. Nie było spryskane żadnymi substancjami chroniącymi przed szkodnikami i tym podobnymi płynami. Było naturalne. Zadzwoniła do mnie mama, więc wróciłam do domu. Postawiła mi przed nos talerz z obiadem. Dobrze wiedziała, że lubię schabowe i mizerię. Spoglądając w talerz dostrzegłam, że tutaj jedzenie jest nawet trochę inne. Ale nie przejmowałam się tym, ponieważ było smaczne. Zjadłam wszystko na raz, jakbym przez tydzień nie jadła. A mama tylko się śmiała.
- W samolocie mają niedobre jedzenie, że tak wsuwasz?
- Po prostu jestem głodna.
- Chcesz dokładkę?
- Nie, już się najadłam, dziękuję.
- Nie zapomnij jutro o 7 wstać, Agatko.
- Wiem, mamo.
- Podręczniki będziesz miała już w szkole, w swojej szafce.
Kiwnęłam głową. No tak, zapomniałam, że nie będę musiała codziennie taszczyć ciężkiego, dużego plecaka do szkoły. Wystarczy torebka, która będzie mi przydatna na kilka książek i inne różne przedmioty. Dobrze było mieć szafki w szkole. W Polsce tego nie doświadczyłam. Nie chcieli zrobić w szkole takich remontów, aby zaremontować w szatni szafki dla uczniów.
- Zawieziesz mnie?
- Zawiozę.
Matka podeszła do mnie i przytulając mnie uśmiechnęła się. Cmoknęła mnie w czoło i powiedziała, że mnie kocha. To było miłe z jej strony. Lubiłam to słyszeć. Z ust matki, ojca, i innych również. Pod warunkiem, że powiedzenie słów ,,kocham cię'' było dla nich szczere. Po zjedzeniu, umyłam talerz i usiadłam obok matki na kanapie w salonie. Oglądała wiadomości. Fakt, to już pora. Była godzina dziewiętnasta.
- Mamo?
- Tak, skarbie?
- Gdzie ty pracujesz?
- W firmie.
- A możesz powiedzieć mi coś jaśniej?
Westchnęła i siadając na kanapie po turecku, popatrzyła na mnie i chwilę się zastanowiła.
- Pamiętasz dziadka? Na pewno pamiętasz.. Dobrze wiesz, że rozkręcał dobry biznes w Ameryce. Przejęłam po nim firmę. O to prosił mnie przed śmiercią. Bym zaopiekowała się jego biznesem, żebym go pielęgnowała. Po mnie przejmiesz go ty słonko. Oparty jest na fotografii. Dziadek to uwielbiał. Dla mnie też jest czymś ważnym.
- Wiem mamo, pamiętam, jak ciągle robiłaś mi zdjęcia.
Zaśmiałam się tylko, przytuliłam ją i poszłam na górę do pokoju. Siadłam przed biurkiem, włączyłam laptopa i zalogowałam się na blogspocie. Napisałam parę zdań i z powrotem się wylogowałam. Czasem siedziałam tam dłużej, bo lubiłam spędzać czas, serfując po blogach. Miałam ich wiele. Szybko czas zleciał. Spać położyłam się o godzinie 23. Jutro trzeba było wstać do szkoły na siódmą. Dam radę, wiem, że dam radę. Chciałam, żeby przyśniło mi się coś miłego, związanego z tym miastem i szkołą. Zasnęłam.
Ok, na pomysł tej książki wpadłam z Agą. Napiszę już, bo się pozabija, jak tego nie napiszę. -.-
Wszystkim wam życzę Wesołych Świąt. Mile spędzonych, w gronie rodziny! I mokrego śmigusa-dungusa, żeby was chłopaki wiadrami zlali, w końcu trzeba uczcić ten dzień, czyż nie? Wszyscy już jajeczka poświęcili? ^^