Czasami dawnymi lubiałem oszukiwać sam siebie. Oczywiście taka perspektywa jest dalej nader kusząca, ale z biegiem lat człowiek nabiera pewnego rozeznania, doświadczenia życiowego i już tak łatwo nie daje się nabierać na okrągłe słówka. Kiedy pokrótce wszystko staje się jasne, ciężko żebym mógł plość sobie jeszcze jakieś androny, kiedy solidna Teoria Wszystkiego już istnieje jako trwała podstawa i zachwiać jej fundamentami przez opowiadanie bajek niesposób, ciężko bym się dał omamić samemu sobie.
Dlatego o wiele łatwiej patrzeć mi z dystansu na pewne rzeczy i choć szczeniakowatość większości słów, czynów, myśli i zaniedbań (oj tak) kłuje straszliwie w oczy, to nie da się ukryć, że rozumiem tego gówniarza, którym byłem i nawet jestem dosyć pobłażliwy w stosunku do niego. Czego nie wybaczyłbym mu jednak, to właśnie gdyby mi nawijał makaron na uszy przeinaczając rzeczywistość i tworząc mity, legendy nt. mojej osoby. Za stary jestem na to. Jeśli tak mu zależy na opinii innych to niech bajeruje "opinię publiczną", ale po co mnie? Przecież znamy się jak zły szeląg, ja go na wylot, on mnie też tylko nie zdaje sobie z tego jeszcze sprawy.
Ale wszystko wymaga czasu. Cierpliwości. A szczególnie zrozumienie, więc po co się spieszyć? Do czego? Z czasem nie wygrasz więc po co z Nim walczyć? Jedynym sposobem na wykiwanie Systemu nie jest walka z nim, lecz odmowa gry wg jego reguł.
Mówiłeś młody, że nawet rozmowa z potocznie zwanym "menelem" może być owocna, inspirująca i wpływająca na życie. I podawałeś zawsze przykład gdy podniosłeś przewróconego "pana Żula" i powiedziałeś mu by poszedł już do domu, a On spojrzał Ci w oczy i rzekł "a co ty myślisz? przecież ja też kiedyś byłem człowiekiem".
Piękny obrazek, młody. Ale co Ci dało to wydarzenie, poza pięknym obrazkiem, który nosiłeś w portfelu i pokazywałeś naiwnym małolatom płci obojga by zaimponować ogładą, współczuciem i "mądrością życiową"? Ja Ci powiem, ponieważ z nas dwojga to ja Cię znam na wylot i to ja uporałem się już z maturą (dwukrotnie), toteż zaufamy moim słowom. NIC. Czy zmieniło Twoje podejście do alkoholu? Czy zacząłeś bardziej cenić to co masz? Czy zacząłeś pomagać ludziom z marginesu? Nie miało to żadnego wpływu na Ciebie - ot kolejna piękna anegdota, która nic nie wnosi.
Taa.... pomogło Ci zrozumieć, zbliżyć się do innych. Wierz mi, że nie. Pomagając sobie Buntownikiem z Wyboru, ponieważ oboje ten film oglądaliśmy gdy zapytam Cię o freski w Kaplicy Sykstyńskiej zacytujesz mi pół wikipedii, ale nie wiesz jak to jest stać tam i zadzierać łeb do góry z rozdziawioną gębą, czuć zapach i wodzić wzrokiem otępiale - podobnie powiesz, że rozumiesz dlaczego ludzie staczają się, jak straszliwą chorobą jest alkoholizm, jakie to upokarzające stoczyć się itd., ale nie wiesz jak to jest będąc pijanym zaryć nosem o chodnik przy śmiechu gównażerii na deskorolkach i zostać podniesionym przez innego gnojka, który każe Ci iść do domu, którego nie masz i patrzy z politowaniem na twoją śmierdzącą, zaplutą, pokrwawioną, rozwaloną, chropowatą twarz.
Nie wiesz i obyś nigdy się nie dowiedział, tak samo jak ja. Ale po co kogokolwiek oszukiwać? Tamto spotkanie sprzed lat, nie miało żadnego wpływu. Po co dorabiasz do tego ideologię, tworzysz swój "image", tłumaczysz się?
Wybacz młody, ale mam dość tego Twojego bullshitu.
I to jest koniec FBLa. Oczywiście kończyć go mógłbym na setki możliwych sposobów. Mógłbym, ale nie widzę takiej potrzeby.