photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 10 MAJA 2011

Ryzyko

   "- Szansa jedna na trzydzieści siedem! - krzyknąłem tak, jak może by krzyknął ów teoretyczny organizator wyprawy podbiegunowej. - Co o tym mówią Międzynarodowe Przepisy Bezpieczeństwa?
    Bragg uniósł zdrowe ramię.
    - Pewnie to samo co kodeks karny mówi o przestępstwie - odpowiedział z lekceważącym uśmieszkiem - Jakie to ma znaczenie, Mike? Gdybyśmy przestrzegali tych wszystkich przepisów, bylibyśmy dzisiaj na poziomie eksploracji Księżyca. Ta gra musi toczyć się wg własnych reguł. Przegrane w ruletkę nie podlegają asekuracji, wygrane są czasem horrendalne i nie płaci się od nich podatku, dlatego hazard jest taki emocjonujący. Stwórz pechowcom ubezpieczenie, opodatkuj szczęśliwców, a doprowadzisz do zamkniecia kasyn, bo hazard przestanie być hazardem, straci swój urok. Co ofiarujesz tym ludziom w zamian, żeby zaspokoić ich potrzebę walki, pragnienie zdobycia, chęć posiadania, ambicję ekspansji i dominacji, popęd agresji czy wręcz ich dążność do upadku, samodestrukcji i samozagłady, bo to też pcha ludzi do podejmowania ryzyka?"

z Jacek Sawaszkiewicz "Na tle kosmicznej otchłanii"


   Kto nie ryzykuje ten nie wygrywa. Kto nie ryzykuje ten nie je. W normalnym zdrowym społeczeństwie, człowiek 10 razy ryzykuje, 9 razy bankrutuje, ale za 10 razem odnosi sukces.   
    To najsmutniejsza prawda o współczesnej tfu! "cywilizacji". Przypomina mi się dialog z wybitnej książki Lema, którego niestety obecnie nie przytoczę (niestety nie mam na swoich półkach "Powrotu z Gwiazd", jeszcze), w którym w rozmowie nt. sensowności podróży kosmicznych pada pytanie "A po co Hillary wchodził na Everest?" Na to pytanie nie ma sensu odpowiadać, wystarczy powiedzieć, że z tego samego powodu człowiek musiał wylądować na Księżycu i z tego samego powodu podejmuje się podróży międzygwiezdnych.
    No właśnie - nie podejmuje się. Owszem niektórzy dokonują karkołomnych wyczynów jako "pierwszy na świecie", ale reszta patrzy na nich jak na dziwaków, którzy niepotrzebnie ryzykują. Zagubiliśmy gdzieś romantyzm polegający nie na pisaniu wierszy, ale na podróży załogowej na Marsa z jednoprocentową szansą na przeżycie i bez możliwości powrotu. Ale po co tam lecieć? A po co Hillary wszedł na Everest?
    Brak wiary w cokolwiek, sprowadzenie honoru do poziomu plebejskiego dawania po mordzie (choć też nie zawsze - np. ile razy ja powinienem dostać, a nie dostałem) i wprowadzenie relatywizmu sprawiło, że nie ma wartości, za które warto byłoby umierać. uczy się, że najwyższą wartością, prawem człowieka jest ludzkie życie - w imię czego można by je więc postawić, zaryzykować? W obronie kobiecej czci, w obronie honoru, wiary, Boga, Ojczyzny? To jakieś żarty? Przecież nawet ksiądz w kościele mówi, że życie jest najważniejszą ludzką wartością.
    Tyle, że nie moją rolą jest badać przyczyny tego zjawiska, jest mi po prostu smutno oglądać tak wspaniałą cywilizację, która zwija się w konwulsjach. A im dłużej człowiek drąży w tej wspaniałej cywilizacji tym widzi jak cała wspaniałość jest tylko fasadą, farbą, którą pomalowano trawnik na przyjazd pierwszego sekretarza.
    Nie moją rolą, siedząc w wygodnych kapciach, pijąc ciepłą kawusię i śpiąc cały dzień jest narzekać na brak zdolności do ryzyka czy dogmatycznej wiary w co jest dobre, a co złe.
       
    Tak modne, ostatnio określenie "świadome zarządzanie ryzykiem". Można jak Kaczor Donald leżeć całe dnie w hamaku, ale można jak Sknerus McKwacz zaryzykować i wyjechać do Ameryki mając 13 kaczych lat. I miotać się po świecie szukając szczęścia przez ileśdziesiąt lat, żywiąc się dzień w dzień jedynie fasolą, by w końcu za kolejnym razem, kolejnym państwem, odnaleźć bryłkę złota. Który z nich zarządza ryzykiem? Statek najbezpieczniejszy jest w porcie, ale nie do pozostawania w porcie buduje się statki.
    A mężczyzna został stworzony by pływać po morzu, a nie do robienia na drutach przy kominku ;]
   
    http://www.youtube.com/watch?v=f02rHCQrIHE