photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 6 MARCA 2011

Je vais bien.

   - Urlop? - wyrzucił z siebie wyraźnie zdziwiony. Nie był zdenerwowany, jego prośba zaskoczyła go na tyle, że zawiesił jedynie głos i wpatrywał się w niego tępym spojrzeniem oczekując na słowo wyjaśnienia. Bardziej z ciekawości chciał wiedzieć niż obowiązku. - Wiesz, że nie ma z tym żadnego problemu, w Nieskończoności i Wieczności Twój urlop nie robi żadnej różnicy, z resztą przecież Szef podjął pozytywną decyzję jeszcze zanim wpadłeś na ten pomysł, ale... źle Ci tu?
   - Nie, nie. To znaczy... - zaczął niewyraźnie, bo ciężko mu było wytłumaczyć którejkolwiek z istot doskonałych pomysł tak niedorzeczny i dziwaczny dla każdego po tej stronie Bram Niebieskich. - Każdy z nas bywa tam niemal codziennie na swojej zmianie... ale to nie to samo... bo widzisz... oni ... oni nie wiedzą, oni wątpią.
   - Czy Ty chcesz spróbować grzechu? - odpowiedział mu jednocześnie śmiejąc się.
   - Nie, wiesz przecież, że w swej doskonałości nie potrafimy grzeszyć - gdyby potrafił się denerwować zdenerwowałby się teraz, poczułby odrazę do ignorancji swojego przełożonego. Ale nie potrafił, a w jego rozmówcy również nie było przecież cienia skazy, powodu do okazania mu niechęci. W końcu dodał:
   - Chciałbym móc... przeżyć. Tak... przeżyć.


  
   ***


  
   Spoglądał w dal, stojąc lekko przygarbiony, z rękami złożonymi z tyłu, Jego starczą ale pełną wigoru twarz pokrywała gęsta biała broda, niemal koloru szat, które powiedzieć, że były śnieżnobiałe byłoby za mało.
   - Widzisz, mój przyjacielu... Posyłamy takich młokosów w teren, zamiast trzymać ich w szkolnych murach czy nad papierkami i mija niewiele czasu i proszą o urlop. A ja przecież wiem co się dzieje w ich sercach. Widzę jak wracają z pracy i tęsknią. A przecież tutaj podobno niczego nam nie brakuje - uśmiechnął się do swoich słów podkreślając ich ironiczny wydźwięk.
   - Więc czemu tam schodzą przybierając śmiertelną formę? Tak kruchą i niedoskonałą. Niewiedzącą i ograniczoną w czasie i przestrzeni. Ciągle wątpiącą, ulegającą pokusom. Łudzącą się i spadającą. Słodkogorzką. Płaczącą. Będącą jedynie kolejną formą bakterii. Będącą jedynie skupiskiem cząstek. Samolubną, podatną na każde przeciwności. I jeszcze tak krótki ten urlop, że muszą skupić się na tym co najważniejsze by dobrze go spędzić. Kiedy spędzając go u nas mieliby niepomiernie więcej czasu. Czemu tam się wogóle udają?
   - To jak wiesz to po co pytasz- odparł mu Starzec i oddalił się. I choć nie wydał z siebie żadnego głosu to wydawało się, że jego pełen serdeczności śmiech słychać przez całą Wieczność.
  

  
   ***


  
  
   - Tylko tyle Ci dał? Parę chwil i z powrotem do pracy?
   - Aha, ale to normalne. Nikt nie dostaje dłuższego okresu urlopowego gdy udaje się Tam. A On przecież wie gdzie każdy z nas się wybiera.
   - To nie zdążysz niczego prawie zobaczyć.
   - Być może... - odparł wymijająco.
   - To jak na tak krótko się udało Ci wyrwać od zapieprzania, to co zamierzasz robić?
   - Nie wiem. Po prostu nie wiem. Rozejrzę się i skupię na tym co będzie najważniejsze. Starając się jednak nie odwracać wzroku od tego co zobaczę po drodze.
   - Ile Ci dni dokładnie dał?
   - Tydzień. Ale zastrzegł, że może mnie ściągnąć szybciej jak zajdzie taka potrzeba.
   - To u Nich to jest ... ile?... kilkadziesiąt lat?
   - No jakoś tak będzie...
   - Dobra, ja muszę lecieć - poklepał go po ramieniu i pożegnał się. Odszedł parę kroków i zawołał na odchodnym - No to nic, trzymaj się. Pytanie jest proste. Szef dał Ci tydzień żebyś się porządnie zabawił*. Pytanie "co zrobisz?"
  
  
  
  


 
*zbawił