Oswajając się z końcem, chyba już wiem jak to będzie wyglądało. Jak po paru dniach nieprzespania czy w alkoholowym amoku, będzie mi wszystko jedno i jedyne o czym będe myślał to, że jestem tak strasznie zmęczony. Przyjemna perspektywa, myśleć by tylko zamknąć oczy wreszcie. Albo gwałtownie, tak szybko, że nie zdąże powiedzieć ani "o Jezu" ani "kurwa mać". Śmierć bez świadomości umierania, ciekawe czy odpychanie tej świadomości od siebie jest ucieczką czy dojrzałą postawą. Niewiem i nie mam ochoty o tym myśleć.
Oczywiście zawsze mogę mieć niefart i mogę umierać świadomie - leżeć parę dni i czekać, albo umierając mieć chwilę by jeszcze coś powiedzieć, a bardziej prawdopodobne tylko patrzeć ogłupiałym wzrokiem w górę.
O cholera, ale czy przypadkiem nie robię tego już teraz? Kiedy człowiek umiera zaczyna doceniać wszystko, wszystko co jest dookoła. Tynk na ścianie czy plastik klawiatury jest przecież niewyobrażalnie piękny w porównaniu z nicością.
Piękno, jak ja dawno po prostu nie szedłem słuchając pięknej muzyki po wieczornym zimowym Krakowie, wciągając papierosowy dym i mroźne powietrze. I jak ciężko mi będzie się z tym rozstać.
Gdybym wierzył w Wyższy Sens to bym uznał, że to co się dzieje znowu zamyka się w logiczną całość. A propos poprzedniego wpisu, że akurat teraz opowiadania Hłaski. Ale i Hamlet, muszę się pochwalić, że pierwszy raz w życiu przeczytałem i dopiero od około 2, 3 dni wiem o czym Hamlet jest ;] Tak, tak - w tym kraju można zdać rozszerzony polski nie czytając wcale lektur ^^. Ale wracając do meritum, gdybym czytał parę lat temu uznałbym, że bezsensu i nudy, a obecnie ... coś to dzieło w sobie ma i cały ten bezsens i tragiczny los człowieka znamienicie wpisują się w maglowaną przeze mnie ostatnio tematykę.
"Gdybym wierzył...", zaprawdę przecież nigdy nie wierzyłem, ale tak się składało, że z pozoru chaotyczne i nieraz wręcz wrogie mi elementy życiowej układanki wydarzeń, ludzi, szans i doświadczeń, składały się na spójną logiczną całość. Niemal zawsze, co skłaniało mnie do śmiania się co też Bóg przygotował mi znowu i pokładania większego zaufania w Nim. Więc może ten cały bajzel też po znalezieniu kolejnych elementów okaże się zgrabną całością, stabilną budowlą. Oby.
"I wszystko bardzo fajnie i ładnie i wogóle tylko Boga przecież nie ma" jak powiedziałem sobie ostatnio po wysluchaniu wzruszającej, przepięknej modlitwy Edyty Geppert "Zamiast". Niektórzy uznają ateizm za wybawienie. Nieistnienie bóstw jest bardzo dobre mówią. Boję się zgłębiać ich słowa mimo, że to tęgie głowy i taka intelektualna przygoda byłaby fascynująca. Ale boję się, że mnie ostatecznie do wiary w pustkę i bezsens przekonają.
Lepiej żyć w ułudzie? Oczywiście, że tak. Prawda Was wyzwoli, ale czy Prawda ma cokolwiek do zaoferowania? Wygodniej żyć w kłamstwie, oczywistym jest, że życie niewolnika jest łatwiejsze, prostsze niż Człowieka Wolnego. Był Jeden, który chciał już zbawiać i głosić Prawdę to go ukrzyżowali i to jedna z lepszych nauk nt. ludzkości i jej pragnień.