heej, dawno mnie tu nie było--
długo myślałam nad tym co robię. przez jakiś czas beznadziejnie się pilnowałam, to znaczy liczyłam kalorie na oko, a tak naprawdę nie dodawałam ich z piwa, wina, wódki. szkoda gadać. wiele mnie to nauczyło.. w ogóle nie chudnę, nic a nic. wmawiałam sobie bo mi brzuch spadł przez braki jedzenia w żołądku :) jadłam śmieci i mieściłam się w bilansie, ale co z tego? na noc hamburger z ciecieżycy.. ah, dodam ze przeszłam na wegetarianizm i co z tego? tak nie schudnę :) ale przeszłam na takie żywienie, bo szkoda mi zwierzątek.
może jak będę jadła 1500 kcal przez rok czasu, to może spadnie jeden centymetr z taili, ale po co sie meczyć dla tego 'moze" :) fak faktem, ostatnio kupuje ubrania w rozmiarze S, ale mam wrażenie że ja zawsze nosiłam taki rozmiar, tylko po prostu widziałam siebie jako tłusty wieloryb i nawet nie mierzyłam ubrań w tym rozmiarze.. w końcu zaryzykowałam, zmierzyłam i o, wchodzę, wyglądałam w tym rozmiarze lepiej bo ubrania są dopasowane.. ale co z tego że mam ten rozmiar S, jak to jest duże S.. w sklepach są dwa rodzaje ubrań, co ostatnio zauważyłam. jedne są dla osób o większej budowie, drugie dla tych petite, czy jak się to nazywa. nigdy nie bede nosić takich ubrań, jak będę miała lenia do ćwiczeń (odeszłam od nich, bo ich nie cierpie?) i jak przestane jeść śmieci które mi smakują.. do tego narzeczony wcale nie ułatwia mi sprawy. wpiernicza chipsy przy mnie, namawia na fast fooda.. ostatnio oszczędzamy pieniądze, to wtedy tak bardzo to nie kusi, ale co tego, jak 'upsy' się zdarzają.. poza tym kocham wino :(
dziś się zmusilam do ćwiczeń na biust. kilka minut z hantlami. popłakałam się. czym dłużej ćwiczę, tym mam dość i przestaje. nie chce mi się. niestety ostatnio odeszłam od diety, bo się bałam... że mi sflaczeje biust. tak, tego się boje. na swoje nieszczęście mam duży rozmiar. w okres to już w ogóle sa balony. nie wiecie jak mi się płakać chce z tego powodu. jak się ma małe piersi, to się nie ma czego obawiać..ale z dużymi to jest gorzej. jestem w niskim położeniu.. nie mogę zrezygnować z ćwiczeń, a one nie dają mi przyjemności. jak będzie cieplej, to mogłabym pójść pobiegać.. to chociaż nie jest nudne, ale co z tego jak slflaczeje mi biust od biegania? ani tak dobrze, ani tak. gdyby nie ten biust, byłabym najszczęśliwszą osobą na świecie. jakby zabiegi były tanie.. to sobie bym pomniejszyła.
nie lubię i ta lasek z abs na brzuchu. to nie o tym marzę. ale ciało ujędrnić trzeba. mam hajs na karnet do siłowni, ale wciąż na niego szczędze.. i trochę się obawiam, że przestanę chodzić na siłkę i pieniądzę w błoto. wcale mnie to nie motywuję.. bo jak czegoś nienawidzę to po prostu od tego uciekam. ech, postanowiłam codziennie robić kilka minutek ćwiczeń na biust i poczekać aż wyjdzie słoneczko. niestety nie mam ubrań przystosowanych do biegania zimą.. do tego szybko łapie choróbska, więc na tą chwile odpuszczam bieganie.. tylko co z biustem? :( jakby się pomniejszył do rozmiaru B, to bym się nie przejmowała.. ale wiem, ze tak nigdy nie będzie
tak dodam, że ostatnio oglądałam filmy o Korei, i wcale tam chudych koreanek nie było.. dodam również, że to było o stolicy, więc tym bardziej byłam zaskoczona. są grube koreanki, nie wiem czemu się tak przyjęło że wszystkie to chuderlaki. i w Polsce są chudziny, więc to nie zależy od ich narodowości. do tego, ich jedzenie jest t ł u s t e. bekony na grillu, to tłuściochy. chociaż podobno tłuszcz nie tuczy jak węglowodany. ale najlepiej postawić na białko, mało tłuste, ale białko.
jeszcze powiem, że ruch dużo daje, jednak nie mówię o ćwiczeniach. spacery, bieganie po sklepach. widzę po sobie. chodziłam do pracy.. wiecznie na nogach, bo rozdawałam ulotki. nie patrzylam na jedzenie, kalorie i tak chudłam. pieprzenie o szopenie, że od spacerów się nie schudnie.. fakt nie bedzie sylwetka wyrzeźbiona, ale kalorie są spalane. teraz piszę pracę magisterką i nie ma wyjścia, muszę w domu siedzieć, ale jednak się zmobilizuje i wybiorę na długi spacer do galerii :) nie ma co się zadręczać tym wszystkim. za 10 dni jadę w góry, postanowiłam się dalej.. w górach trochę przecholuje, ale też nie za dużo, do tego tam sporo spalę kalorii więc spoko :D
dziś zjedzone:
2 jajka na patelni, łyżka jogurtu greckiego z przyprawą tzaziki.
180 kcal
Podkreślam że jem jajka będąc wegetarianką.. ale tylko z WSI, gdzie kury szczęśliwie biegają na łące. Jednak i tak planuje je wyrzucić z diety, jak tylko będę mieć więcej pieniędzy
20 GRUDNIA 2017
18 GRUDNIA 2017
16 GRUDNIA 2017
10 WRZEŚNIA 2017
6 KWIETNIA 2017
4 MARCA 2017
7 LUTEGO 2017
27 STYCZNIA 2017
Wszystkie wpisyphotoblog
12 MAJA 2016