Ona nie przypominała podręcznikowego bóstwa, nieziemskiej bogini, muzy wielkich artystów, co jednym spojrzeniem darowuje natchnienie. Nie była podobna do nocy gwieździstej ani dnia soczystego. Nie była ideałem. Nie przypominała niczego, co piękne. Mówiła, że nie okazuje... uczuć, ale robiła to mówiąc o nich. Próbowała być egoistką, bezskutecznie. Żyła po swojemu i chciała kogoś, kto będzie miał swój świat i znajdzie w nim dla niej miejsce. Nie chciała wiele, chciała jedynie mieć wszystko. Nie chciała podbić świata, tylko by ktoś go podbił dla niej, owinął w wielką czerwoną kokardę i dał jej w prezencie. Chciała spokojnego życia, w którym bez przerwy będzie się coś działo. Chciała żyć długo, ale nie dożyć starości. Umrzeć po cichu, ale żeby każdy o tym wiedział.
Najpierw nauczyłeś mnie na czym polega tęsknota. Potem zrobiłeś z tego zagadnienia praktyczny sprawdzian. Zdałam na szóstkę. Jako pojętna uczennica zrozumiałam coś jeszcze- tęsknota ma sens pod jednym warunkiem- kiedy jest odwzajemniona. Moja zatem jest bez sensu. Tak samo jak głupie myśli, naiwny płomień nadziei i pieprzona wiara, że jeszcze kiedyś zaczniesz o mnie dbać i traktować jak ósmy prywatny cud świata.
Nie zadbasz?
Zadba kto inny.
Proste?