W końcu zabrałam się za porządki w szafce. Tyle wspomnień nazbierało się na jednej stercie, by następnie zająć odpowiednie miejsce w śmietniku. Żałuję, że w rzeczywistości nie tak to działa. Przyszedł czas, kiedy kolejny raz muszę dać sobie spokój. Uciec, zapomnieć i iść dalej, jak zawsze łudząc się, że gorzej nie będzie. Nie mam ochoty myśleć o tym. Naprawdę nie mam, a jednak wciąż jedno tkwi w mojej pamięci na tyle głęboko, by nie zamierzało odejść.
Weekend minął wbrew pozorom dobrze. Koncert, picie, palenie i to nieme zapytanie "Dlaczego?". Cóż, mówi się, że skoro człowiek jest zły, to i zło które wyrządził do niego wraca ze zdwojoną siłą. Czy jednak samo istnienie jest już złem? Nie myślę o końcu, ani tym bardziej o początku, trwam w tym wszystkim beznamiętnie.
Wena była kilka dni temu, jednak sposobności do pisania nie było, teraz jak zawsze stukam w klawiaturę, usuwam tekst, znowu piszę, znowu usuwam. Chyba zatracam granicę między tym, co powinno być powiedziane, a tym, co należy zachować dla siebie. Wszakże to tylko internet i żałosny portal.
Chujowe zdjęcie, może nie powinnam go dodawać?
Już nic nie wiem.
Crowded streets are cleared away one by one
Hollow heroes separate as they run
You're so cold, keep your hand in mine
Wise men wonder while strong men die
Show me how it ends, it's all right
Show me how defenseless you really are
Satisfied and empty inside
Well that's alright, let's give this another try