Pisalam pod stolem przez pol godziny ignorujac pania lektor, wyzalilam sie, i wszystko sie skasowalo, i w dodatku rozladowuje mi sie telefon. Nie mam sily zyc w tym momencie. Niewazne ze mi jest zle,wazne ze mama mysli, ze jak bedzie zyla za mnie moim zyciem, to kiedys bedzie mi dobrze. Serio? To jakas zasada? Obrastam tluszczem. Robie sie gruba, gruba, gruba i grubsza. I to nie ustanie. Codziennie bede musiala tyle w siebie wpychac: 1010 kcal! Prosilam, blagalam.. musialam to zjesc. Daruje sobie bilans, zblizony to wczorajszego, tylko wieksze sniadanie i drugie sniadanie. Spalilam juz 200, musze jeszcze 400. Chociaz to i tak mi nie pomoze...