Dziwnie...
Coś mi ostatnio nie idzie. Przynajmniej nie to co naprawdę powinno. Chyba straciłam motywację. Zaczyna mi być wszystko jedno, a to chyba najgorszy stan, jaki człowiek może osiągnąć. Obojętność jest bardzo zła i bardzo bolesna.
Niby na pierwszy rzut oka jest wszystko w porządku, ale tak naprawdę wszystko rozlatuje mi się w rękach. Są na szczęście rzeczy, które sprawiają mi radość i staram się ich kurczowo trzymać, bo inaczej już dawno bym zwariowała. Oczywiście mówię tutaj o Zuzi i Łanach.
Zuzia jest moją kochaną kruszynką dla której zrobiłabym wszystko. Jest urocza, bardzo szybko się uczy i fantastycznie się rozwija. Kocham tego szkraba jakby była moją własną córką. Gdyby nie myśl o niej wiele razy mogłabym już zrobić głupie rzeczy.
Co do Łanów to dają mi ogromną motywację i siłę, bo w koncu znalazłam coś co naprawdę lubię robić i co daje mi wielką satysfakcję. Nie dla wszystkich jest to zrozumiałe, ale nie obchodzi mnie to dopóki nie stara mi się w tym przeszkodzić. Stało się to moją pasją, dzięki której choć na chwilę mogę gdzieś daleko pozostawić ponure myśli i cieszyć się obecną chwilą. Może i nie jestem w tym bardzo dobra, ale samo staranie się o to, żeby dobrze tańczyć sprawia mi tak wielką radość, że nie przeszkadza mi to, że jeszcze wiele muszę się nauczyć. Uczę się i czerpię z tego radość i to jest piękne.
Dzięki tym dwóm motywatorom jeszcze jakoś trzymam się na moich rozchwianych emocjonalnych nogach... Dopadają mnie demony przeszłości, których bardzo się bałam, a które myślałam, że już na zawsze pozostawiłam za sobą. Do tego jeszcze rok temu zmarła babcia, a ja ciągle zastanawiam się czy mogłam coś zrobić, żeby to się nie stało. Ciągle pamiętam sen w którym babcia nabiera sił, tryska zdrowiem i życiem... Po przebudzeniu z tego snu długo płakałam... Dlaczego ten świat opuszczają osoby bardzo wartościowe, a zostają na nim pierdolone szumowiny????!!!! Co się tutaj dzieje...
Oczywiście kryzys jak to kryzys lubi rozciągać się na wszystkie dziedziny życia, zwłaszcza na związek... Co tu dużo mówić??? Jest źle. Jest tragicznie. Płakać mi się chce jak to piszę, ale taka jest prawda... Zresztą nie dziwię się. Nie potrafię dać sobie rady sama ze sobą, więc co dopiero z drugim człowiekiem? Nie, to nie jest możliwe.
Chciałabym w końcu zasnąć bez niepokoju w sercu. Może naprawdę gdzieś popełniłam bład? Może to jest pokuta za jakiś czyn którego nie zrobiłam albo właśnie zrobiłam a nie zdaję sobię nawet z tego sprawy? Nie mam zielonego pojęcia... Wymyślam? Może... Ale chyba po prostu za wszelką cenę szukam wytłumaczenia tego stanu rzeczy.
Tracę już siły. Od prawie roku się tak męczę. Czasem jest lepiej a czasem jest gorzej. Czasem jakieś problemy znikają a czasem jakieś inne się pojawiają. Ale nigdy nie jestem całkiem wolna. Zwłaszcza preszłość mnie prześladuje. A przecież to wszystko było tak dawno temu!!! Muszę sobie sama pomóc, nikt tego za mnie nie zrobi. Tylko jak? Może kiedyś znajdę odpowiedź.
Zdjęcie jest stare, jeszcze za czasów gimnazjum. Nie jestem pewna, ale to były chyba ostatnie odwiedziny babci u nas, więcej już nigdy nie pzyjechała. Od tego czasu zmieniło się tyle rzeczy, że czasem się zastanawiam czy tamten świat wogóle kiedykolwiek istaniał. Stare dzieje.