`Jesteś jak perła,
w słońcu lśnisz,
w morzu śpisz.
Błękitem oddychasz..
Ocean jest twoją krwią, twoją krwią..`
Lubię spać na łyżeczki z zestawu turystycznego, takiego dla paru osób i być w środku, gdy samochód ma drgawki, na drodze typu kocie łby. I budzić się i odpowiadać na pytanie czy ktoś jest fajną poduszką. Ludzie z natury są fajnymi poduszkami, tylko nie zawsze są tego świadomi. I to taką bez guzików wbijających się w policzki, a z łaskoczacymi rzęsami, co jest urocze.
Sprzedaje swoją głowę, gdy wszyscy śpią, by jak najmniej myśleć. Ale ona wraca. Twierdzi, że jest bezcenna, gdy pokazuje wszystkie drobiażdzki z małych straganów z bursztynami przy wejściu i puste kieszenie. Nie powinnam myśleć tylko nadal trzęsąc butelką przemieniać tymbarki w piwo i chodzić na rzęsach po falach, prawie się topiąc. To wychodzi mi na lepsze niż gwałcenie mózgu analitycznymi myślami, ale chyba mój mózg jest zboczony i jest innego zdania.
Jest mi niedobrze od czytania książki w drodze, ale mamy takie smaczne ciastka. I zdolne bo prawie się nie kruszą. Chcesz jeszcze jedno? Dobra ostatnie, ostatnie, ostatnie. Wymiana zdań budzi mnie z pół snu, ale przecież trzeba zdecydować czy kierowca ciężarówki od toalet przenośnych nam odmachał. Jest nawet na zdjęciu z wyciągniętą w tym geście ręką, ale istniala możliwość, że drapał się po nosie, ze względu na niebezpiecznie bliską odległość kciuka od lewej dziurki nosa. Sprawa nie wyjaśniona. Apropos rąk, to ogarniacie jakie mam długie paznokcie na tym zdjęciu? W nadziei, żeby się nie polamały pomaluje je na zielono. Choć w głowie mi bardziej niebiesko. Jak na mnie zrobiłam mało zdjęć, bo jakieś pięćdziesiat. Za to zaczynam się zastanawiać co robi tam drugie tyle moich, gdy udaje, że myślę jak na przykład jedno z tych wyżej. Nie wiem czy jestem urocza jak udaje, że myślę, że prawie zawsze, gdy ktoś na chwilę skrada mój aparat, oddaje go z czymś takim. Dziwne zaiste. A fale zagłuszają migawkę.
Zakochałam się w tym zagłuszającym dźwieku fal, zielonych mazurach, które w drodze przebiegaly mi przed oczami jak klatki filmu, mojej małej mieszczącej się w dłoni rozgwieździe, sztatułce oblepionej muszelkami, zasuszonej stokrotce w starej książce, bialych żaglach na tle błękitno błękitnego nieba. Jeszcze chwilę będę chodzić z serduszkami zamiast oczu, chowając je pod rzęsami. Żeby nikt ich nie płoszył, nie ciągnął z zazdrości za warkocze tętnic. Gdyby tylko jeden kosmyk wpleść, zgodziłabym się. Samej sobie bym zazdrościła. Ale go nie ma. Więc po prostu daj im frunąć. Pomiędzy promieniami słońca. Wiesz ile ich było? Nie zdążyłam policzyć, bo od emocji kręciło mi się w głowie. Nadal mylę podłogę z sufitem. Ale lubię wykrakiwać słońce, jak wielka czarna wrona strasząca lecące nisko jaskółki. Gdy lecę gdzieś, kroplę wyżej.