" jakieś myśli ledwie poukładane..
wrzucisz mi do skrzynki
ze spamem. "
Dziś jest dzień do pisania listów na balkonie. Gdybym jeszcze miała po ludzku pomalowane paznokcie. A nie w paćki jak biedronka. Z czego mam zrobić stół jak nie z własnych nóg? No powiedz.. Jest idealny, do wszystkiego oprócz gorącej herbaty.
Jest tak ciepło, że powietrze zdaje się być kruchym ciastem przed chwilką wyjętym z piekarnika. Jego okruszki wpadają do wszystkich najmniejszych i najbardziej zapomnianych kawałków świata i mnie. To jak ciepłe znieczulenie na igiełki w moim sercu. Myślisz, że ktoś próbował je którejś nocy zszyć i o nich zapomniał? Tak się zdarza. Ja to rozumiem. Czasem zapominam jak mam na imię i co tu robię. Zwłaszcza między jawą a snem i kartkami książek, zwłaszcza tych pachnących. Potem się budzę i jakby rodzę lub umieram na nowo. Może wydać Ci się to dziwne, ale nie potrafie ująć tego inaczej.
Witając dzień i noc mijam się zawsze z jedną myślą, która wije się wokół moich stóp. Jak kot? Chyba tak. Bo tylko one są tak tajemnicze, że czasem nie wiesz czy Cię pogłaszczą czy zadrapią. Z tą myślą jest podobnie. Ale wije się z nią w jakimś tańcu z kosmosu. A jest za ciepło by spać w płaszczu obojętności. Albo po prostu nie mam takiego.. Możesz wejść w wiele miejsc, ale są takie jak moja szafa, do której nie zajrzysz. Więc nie wnikaj. Mam też drugiego kota z dłuzszym prawym wąsem, tamtemu do pary, do tańca i różańca. Właśnie ziewa na gorącym dachu mojej głowy. W wąsy go łaskocze szary dym z komina obok. Wiesz? Dom to nie miejsce, lecz stan. Ciepła herbata o poranku i jej para wijąca się wśród palców serdecznych. Jak ten dym na dachu i kocie wąsy. Ja i Ona i On i Oni mamy tam krzesła i filiżanki, nawet, gdy 10 lat nie przychodzimy rano na śniadanie. Po prostu są dla nas. Zmywarka dotyka i te nieużywane filiżanki, zjadając po troszku ich wzorki, które tak lubię. Nocą je domalowuję, by nie utoneły w zapomnieniu.
Ale to chwilę później. Muszę przecież złapać poranek. Może jutro zapomnę jak używać palców? Otwieram okna i patrzę na świat mieniący się zielenią. Spójrz mi w oczy. Wyobrażam sobie ludzi z siódemką palców, zielonym nosem, ale nie bez oczu. Lubię widzieć. Patrzę na opalający się dzień aż do zachodu słońca. Cały czerwony z zawstydzenia czy ciepła chowa się wtedy pod czarnym aksamitem jak ja pod kocem. Tylko, że ja troszczę się tylko by zakryć stopy i najskrytsze sny, a on chowa się cały. Ale noc nie zawsze jest chłodna. Nie zawsze jest ukojeniem, ciszą, snem. Wczorajsza nie. A ja tak ją lubię. I jej ciepłe gwiazdy. Każdy mój krok na chodniku. Pogryzły mnie komary razy trzy, ale i tak lubię krótkie spódniczki. Dla kontrastu nie lubię tego, że dziś się rozkleiłam i zmiękłam jak kartka na deszczu. Chociaż wiesz? Dziś trzeba płakać. Albo z rana albo po południu. Taki dzień. Mam ochotę pobrudzić sobie palce truskawkami i coś przeczytać. Masz książkę ukojenie, książkę książkowy orgazm? I kilogram truskawek. Bo potrzebuję na już.