Jedna tysięczna całości sprzed paru tygodni wstecz. Chciałam mieć to tu. Chociaż kawałek. Nie zmieściło się całe więc jest w dwóch notkach. O tam w poprzedniej jest ciąg dalszy.. Bardziej skrócić nie umiałam.
A dziś? Znowu chcę gwiazd na suficie. Jestem feniksem, odradzam się z popiołów. Nie wierzę w to co robię, wstaje i strzepuję kurz. Jak resztki snu.. Trochę się zmieniło od wczoraj wiesz? A właściwie.. ile ja spałam?
Nie mów, że coś po mnie widać. Wczoraj piłyśmy za to, że się udało. Tak bardzo posłodziłyśmy łzy, że nikt ich nie zauważył. Głaskali się po wargach po którymś kieliszku już nawet nie kryjąc tego pod stołem. Plątały nam się języki. Jesteśmy, nie ma nas. W tłumie rozmów, ktoś odciął drogę słowu co zawsze zostaje na końcu języka. Nie jestem pewna kogo. Korek, stłuczka, śmierć. Cisza jest czasem gorsza od słów. Zapada jak mgła, cięzką pościelą niebytu. Koszmar na jawie. Kogo to było słowo? Nie wiem tego nie było w menu. Dla nie poznaki nie przestawaliśmy krzyczeć: Twoje zdrowie
Moja Droga, bo świat się zmienia. Choć wieki niby krążą na tak bardzo podobnych orbitach, rozplatając w locie kolejne lata, jak jedwabne wstążki we włosach komet. Ich ciągle nowe warkocze nie odbierają im zapału. My tu na ziemi modlimy się do spadających z kalendarza kartek jak do gwiazd. Choć to zaledwie iskierki, zdajemy się w nich spalać. Mówię Ci, kosmos!
Nie pamiętam, który wiek dziś mamy, ale jak sama widzisz wódka to przeżytek. Teraz pije się łzy w jak najgłębszych filiżankach unosząc jeden palec do góry. Tylko nie patrz za nim. Nie patrz cholera w górę! Co Ty gazet nie czytasz? Niebo spadło. Debatują ile sekund po drugiej. Nikt nie pyta, po co, na co i dlaczego. I Ty nie pytaj. Tu pytające ma się za idiotki. Wiesz, jakie to teraz passe. Są groszki i kreski. Głównie przekreśla się ludzi. Ale tylko równymi kreskami w kolorze brudnej tęczy. Na bladej, porannej niewinności. Ja Ci to wszystko wytłumaczę. Kosmos, modę i gazetę Ci przeczytam. Co tylko zechcesz.
Może bruderszaft? Nieszczęście, też miło mi poznać. Lubię Twoją górną wargę na moim policzku. I nasze dzisiejsze spotkanie. Łyk za łykiem coraz bardziej. Dobrze, że nie pytasz, co u mnie. Zawsze pytają o to albo raz na rok, albo, co sekundę. Co we mnie? Pożar Bałtyku w objęciach gór i pomalowałam szminką wątrobę. Standard.
Wypijmy jeszcze.. za nic. Bo w nim spalone kwiaty i ja. Ostrzegali mnie, ale wszystko płoneło. Nawet powietrze. Wiosna chyba też spaliła się ze wstydu. Nie, że miałam z tym coś wspólnego. Ja tylko podpaliłam konwalie z biurka. Ot, tak znikła. Nie mijam jej tam gdzie zwykle i przecznice obok. Wiem tylko, że chowa się pod jednym z tych słomkowych kapeluszy z dużym rondem, po którym wyprzedzają się szare strzępki dymu. Ostatnim razem gdy mój wzrok ją wyłowił, była tak rumiana i radosna, że pomyślałam, ze to niesmaczne. Gdybym tego nie nienawidziała to bym spluneła, ale spojrzałam tylko z niesmakiem wydymając wargi tak dlugo aż nie przyszła mi na myśl ta kolczasta ryba co nabiera wody w usta i robi się nadętą kulką skrzyżowaną z jeżem. Prawie połączyłam to z moimi spiętymi w kucyk włosami ciągniętymi przez wiatr. Prawie zobaczyłam lustro pod powiekami. Tak blisko! Jeszcze bym się roześmiała! Tu na środku ulicy dziś się roześmiać! Na szczęście oprzytomnialam w porę i zagryzłam wargi. Niesmaczne? Dobre sobie! Tak ostentacyjnie się rumienić robiąc zakupy i jeszcze się uśmiechać! Do promocji kurwa? Uczucia w promocji. Chodzi i kiwa tym swoim słomkowym kapeluszem jakby miała do kogo. Na dzień zły do sąsiadów, nie kiwa się głową. Zwłaszcza w kapeluszu słońcolubnym. W środku ulewy. A ta sobie idzie! No wyobraź sobie. Dumnym bożym krokiem, w litani łez albo deszczu, kto to dziś odróżnia? Chociaż deszcz.. Przecież niebo spadło. Może anioly płaczą bo im zimno w dupę bez tych wszystkich chmur.
Ty płaczesz? Ah alergia. Też ją mam. Rzeczywistość właśnie kwitnie i oplata nasze domy.
Już nie jesteś bezdomna zostań tu. Płaczę się często, ale poza tym jest w porządku.Mam tyle filiżanek, że możesz je tłuc, gdy się wkurwisz. No i łez do nich też mogę Ci dolewać, tylko powiedz czy wolisz z lodem czy bez.
Mogę Ci opowiadać tak długo jak będziesz w stanie słuchać. Lubię. Widzisz to w moich oczach i drżeniu warg, gdy milkną na dłużej. Pomilczymy jutro, dobrze? Bo widzę, że dziś wyłapujesz moje slowa z takim apetytem jakbym była drażniącą w usta ulubiuoną herbatą.. I nie tracisz czasu na gonitwę powietrza wachlarzem rzęs w tą i z powrotem. I dobrze i tak dziś wietrznie.
Gubisz się w dziś prawda? Ja miałam tyle czasu myśleć, a nie wyłapałam zbyt wiele prawd ani na dekalog ani na palce jednej ręki. Może wyłapiesz coś na koniuszek paznokcia, maly palec, a akurat dla Ciebie będzie niewyobrażalnie ważne. Na tyle, że podasz ręke nie tylko dziś, ale każdemu kolejnemu dniu.