Tak cudownie padał deszcz, że mam ochotę uciec mu w ramiona, choć schował się już za którąś z ulic. Zatrzymać się na skrzyżowaniu, pooddychać nutą nadziei przełożonej na przemian czystym, wilgotnym powietrzem. Czujesz? Ukrywam je między włosami na zaś żeby mieć, czym ugłaskać kolejne dni. Gdy ulice znowu zaczną biec pod prąd. Potykają się kamienie o ludzkie stopy. Gdzieś obok nich maszerują nieczule, utartym rytmem, te same okruchy słów, dźwięków pustych, wypływających spomiędzy warg. Poruszających się coraz to wolniej. A w opuszczonych domach gdzieś blisko, pomiędzy nimi - bo tam cieplej - siedzi cisza. Szumi w uszach, zagłusza ptaki, melodię, przy której teraz płaczę. Świat za szybą szkli się, mieni, w życiowym darze. I ja to wszystko widzę. Pod bielą nieba. Nikt nie patrzy w okna. Wiatr rozwiewa moje odbicie wśród szkła. Łączą się krople po obu stronach szyb. Nieporadnie dotykam opuszkami palców kącików ust. Tak chyba smakuje tęsknota. Cały świat dziś tonie.. Wokół wzburzone morze. Podchodzę jeszcze raz, bliżej okna. Bije mi serce, za zamkniętą powieką kwitną hafty..