Dodaje i usuwam, ciekawe czy teraz też to zrobię. Spróbuje już nie. Zdjęcie powstało w sposób do bólu naturalny nie pozowany, aa. Na początku je nawet lubiłam więc może jakoś się co do niego nawrócę. Fakt faktem teraz nie podoba mi się n i c.
Nie pisałam kilka dni z których największy wpływ na moją pamięć zostawiło to słońce, które budziło zdziwienie w moich źrenicach siedając mi na powiekach tuż przed szóstą. Ot tak przez labirynt mojego pokoju, do którego zawsze dochodzi dużo mnie słońca niż do ścian z drugiej strony. Ot tak kwadrans przed szóstą. Moje oczy od słońca znowu poblaskiwały zielenią, tak jak trawa, poroniony pomysł wiosny i nie zjedzone przez ptaki okruchy chleba. Wszystko kłębiło się w mojej głowie na słońce czy deszcz - nawet nie zdążyłam zapisać. Wygrzebuję dłońmi wszystkie możliwe minusy, wracając myślami tą samą ścieżką i grzebiąc w piasku. Ściśle swatając je po dwa, ale nawet one nie są do pary. Nawet apatia i za ciasne buty nie umieją walczyć z bólem. Czekam - powlekam się rdzą i marzę o deszczu na skroniach. Jak drzewo wrastam korzeniami w grunt tworząc jedną spójna całość zarówno z zieloną trawą jak ciemnym atłasem nieboskłonu. Teraz widzę tylko biel i cięte rany deszczu na mojej szybie zamglonej na świat. Wiatr lub szepty dochodzą moich uszu. Aura wystraszyła wszystkie ciekawskie nosy parujące co drugą szybę i firankę. Kolorowe parasole nie przebijają się przez szarość. To wszystko naprawdę nie gryzie się z tym, że to ostatnie słońce nabawiło moją duszę o rumieńce gdzieś głęboko w sercu. Chyba ono? Że i teraz się uśmiecham, tak na przekór i na zmianę. Że tylko czekam aż znowu w czuły punkt dnia delikatnie wcisnę czytanie książek w ciepłej trawie i robienie zdjęć nieświadomym raczej tego faktu stworzeniom pomiędzy źdźbłami. Czekanie wypełnia mi czas, czekam aż będę mogla go wypełnić potem czekam aż wypelnienie się spelni. Osusz mi policzki.
<hey - dorosłość jak początek umierania3