Może właśnie najbardziej chodzi o te drobiazgi, których przeważnie się nie dostrzega, bo oscylują gdzieś pomiędzy bezbarwnością a kolorem kameleonowym. Gdy zatrzymuję się na chwilę i skupiam uwagę na wszystkim co chce do mnie dotrzeć.
Niektórzy ludzie poruszają w nas coś z czego istnienia nie zdawaliśmy sobie sprawy i często zaraz potem znikają. Jakby to była ich misja. Czasem to coś jest kamieniem węgielnym i cała nasza budowla trzesie się w posadach po tej operacji. I czujemy się w niej słabi, bo dostaje tym samym mentalności chatki z gałązek nawet jeśli była pałacem wzorowanym na baśni. Chowamy się do jego schronów. Najgłębiej w sobie. Może tak naprawdę wszystkie drogi prowadzą w końcu do siebie. Czy to impuls, by przejść się po nim, nie ugrzęznąć w jednym pokoju, patrząc przez jedno tylko okno? Czasem z drugiej strony domu, niebo grymasi się zupełnie inaczej. Czy można jednogłośnie przegłosować prymat wchodnich okien nad zachodnimi? Czy można stwierdzić, że tylko to co poznaliśmy jest warte poznań, a wszystko inne już mniej lub wcale? Poruszone struny, chcą żebym sama na nich teraz grała. Tyle poruszeń zebranych przez życie. Nuty z najniższych rejestrów wbijają się w mój umysł głęboko. Próbuję wierzyć w mojego scenarzystę i nie pytam co usłyszę za chwilę.
Uśmiecham się. Do uśmiechów nieznajomych na rowerach. Włosów wydostających się spod wstążek i udających aureolkę wokół mojej głowy, wirując w słońcu jak małe świętojańskie robaczki. Książek, które sprawiają, że na chwilę znikam i podróżuję w czasie! Poszukiwania czarów. Do miłości rodziców o smaku konfitury z pomarańczy, przyjaciół, którzy nie znikają wtedy gdy jest źle, Aniołków, które nagle gdy jest źle pojawiają się obok i we mnie wierzą. Do mojego serca, które choć gubiące-wątpiące-nadwrażliwe bije obok i wzrusza się dla mnie. Do wspomnień z ostrymi konturami, które obracam w palcach mimo bólu, znacząc papilarne linie doświadczeniem. Do łez. Tak jakbym chciała wyczarować tęcze łącząc je z uśmiechem. Do coraz cieplejszego wiatru, który dmucha na moje oparzone palce i jeziora na policzkach. I unosi mnie całą delikatnie w górę.