Z moim małym, spełnionym marzeniem. Chłodzącą oczy miętą, trzepotem motylich wachlarzy i wiatrem we włosach - idealnych na całe zbliżające się ciepło. Ostatnio mam jeszcze większą skłonność do otaczania się pastelami, które pod dotykiem mojej percepcji zdają się rozkwitać, jak kielichy wypełnione rosą pod naciskiem promieni słońca. Dużo myśli o cieple w mojej głowie. I o wakacjach bawiących się w wisienkę na tym wyjętym prosto z pieca bezowym torcie. Czas płynie wartkim strumieniem, a ja płynę z prądem, którego iskierki łaskoczą mnie w każdy krąg po kolei, zwinniej niż ludzkie palce, a ja rozkosznie się przeciągam. Na wyjazd w góry już wpłacona zaliczka, a każda wizyta w bibliotece to tworzenie w głowie listy książek na wakacje. Próbuję czytać więcej niż rok temu także teraz, bo mniej denerwuje się uczelnianymi sprawami, które próbuję ujarzmić na bieżąco, co jeszcze bardziej łagodzi wątpliwości i lęki. Siedem książek na przemian z rozwojem prenatalnym i mechanizmami starości, no i moimi ukochanymi wiwisekcjami mózgu. Ostatnio widziałam w antykwariacie tyle książek psychologicznych/neurologicznych/biologicznych za prawie połowę ceny, które muszę kiedyś złapać żeby móc spokojnie bazgrać ołówkami notatki na marginesach i zaginać kartki w ulubionych miejscach.
Całą zimę byłam zdrowa, a teraz, gdy już-już poczułam wiosnę, coś łapie mnie za kostki i ciągnie gdzieś nie wiadomo gdzie - mam nadzieję, że w nie zaułki gryp. Próbuję nawigować w miarę trzeźwo dryfując w ciepłych odmętach stanu podgorączkowego. Kontrofensywa we mnie (ciepło, bo organizm walczy) i tuż obok, na stoliku i parapecie w formie owocowo-ziołowo-tabletkowej.
Mała gorączka też w moich myślach, nie mająca zdaje się żadnego związku z moim stanem somatycznym. Wierzę w naszą plastyczność i lubię się rozwijać, negocjować z wadami i utrzymywać przyjazne stosunki z zaletami. Wierzę, bo już jest mi lżej o parę lat. Jeszcze tylko przestać się zastanawiać i analizować. Każde drgnięcie warg zatrzymane w stop klatkach. Jak krytyk skrobać krwisto czerwonym drukiem listę uwag cisnących się na zaciśnięte usta związane niewidzialną nitką, popękane. Zwyczajnie lawirować w słowach i gestach, tak jak to tylko ja potrafię, gdy tylko zdejmę z usztywnionych ramion podszyty lękiem płaszcz.
P.S. Na fotoblogu są jakieś promocyjne cuda czy ktoś zrobił mi anonimowy prezent i przedłużył mi konto pro, że mam je aż do początku listopada? :D