(Coroczne wywoływanie wiosny!)
Wybrałam muśnięte pastelową brzoskwinią zdjęcie, bo kojarzy mi się z moim ulubionym wiosenno-jesiennym płaszczem, który razem ze mną czeka na ciepło.
Jest tyle kadrów w czeluściach mojego pulpitu, które nie wychynęły z nich ani jednym pikselem, choć na chwilkę - ostatnio je za to przepraszam, opuszkami rozbierając z kurzu. Kupując laptop po cichu planowałam, że tym razem mój komputer będzie ostoją prawa i porządku, w którym wszystko będzie uporządkowane i ściśnięte przez sztywne i cierpkie ramiona niewidzialnych tabel i podziałów. Nic z tego. Pozory mojego uporządkowania, chwieją się w rudymentach, których nie sposób dostrzec pod codzienną lupą wszędobylskich spojrzeń. Tak bardzo do tego przywykłam.. Do porządku w chaosie. Do chwiejnych, lekkich i puchowych: emocji, smaków, zamiłowań i wizji wiszących nad moją głową na kształt konstelacji, po każdym uderzeniu młotkiem-życia do głowy - jeszcze bardziej licznych i zakręconych. I do tych kryjących się gdzieś wewnątrz lub głębiej: stabilnych i silnych uczuć, wartości i siły. Wszystko inne wokół mnie to przytulny chaos, któremu chciałoby się z czułością mierzwić włosy, gdyby wpadło mu do głowy przyjąć ludzką postać i który towarzyszy mi od kiedy sięgam pamięcią.
Chciałabym umieć wydobyć z pamięci swoje pierwsze wspomnienie, zamgloną stop-klatkę, ale nie potrafię. Pamiętam wiele rzeczy z bardzo, bardzo dawna, ale żadnego z nich nie umiem uznać za pierwsze. Nie pamiętam nic, a potem wszystko naraz.
Jest mi tak dobrze, tak tu i tak teraz. Tak po prostu. Tak od dłuższego czasu. Wcale nie, dlatego, że świat przekręcił się z lewej na prawą stronę i patrzy na mnie z ładniejszego profilu, który okala aureolka słońca. To ja się zmieniam.