I'm not crazy,
I'm just sensitive.
Smutno mi Boże. Spoglądasz dziś na mnie z góry, zza niby cukrowej waty. Mrużę do słońca oczy, zaczepiając jego piegowate dzieci bawiące się w piasku, który wpadł mi w oczy. Nie widziałam przez to jak puszczasz mi oko pomiędzy kolejnym kęsem słodkiego puchu i nadal nie wiem i wątpię. Wybacz mi. Wiem, że tu pięknie. Słodzisz mi Ich obecnością i porankiem skąpanym w mlecznej kawie i słońcu. Mam przez to wszystko mleczne wąsy, hafty firanek na skórze i nieśmiały uśmiech. Smacznego i Tobie. Amen.
*
Chodzę boso, żeby, gdy znowu się uniosę nie tracić czasu na miłosne zwarcia sznurowadeł. Co krok mijam ludzi z Twoją twarzą, gdy wybiegają z aut lub pod nie. Rozpływam się w słońcu niby w Twoich dłoniach. Zostają po mnie kałuże cukru nieopodal nie zbudowanych jeszcze księgarni w moim oprószonym siwizną wspomnień mieście. Czas zamiata ulice zmieniając je nie do poznania. Starzy ludzie wchodzą wolno, nieufnie na obce stopnie jakby wpadli do jeziora i sprawdzali czy mają grunt. Ja też czasem w rzeczywistości tonę, choć nie mam jeszcze podobno prawa. Co to jest w zasadzie prawo? Łamię zasady jak suche gałęzie, palę mosty. Języki ognia drażnią mi co prawda oczy..
Miał rację Pan, który śpiewał, że bez głowy na miasto iść woli, ale środek ulicy w centrum miasta to średnie miejsce na zadumę i pozbawianie szyi kapitelu. I tak cała chwieję się w posadach kostek. Czegoś we mnie brak. Muszę się cofnąć i poszukać - myślę sobie. A ktoś trąbi, potrąca mnie, krzyczy coś zostawiając wiadomość po sygnale wiernemu echu.
Nie-moje miasto.
Gdy z niego uciekam sama czuję się starsza. To pewnie przez bagaż doświadczeń, który przycięłam suwakiem i ledwo zdolałam domknąć. Sentyment nie pozwalał mi go zostawić na kuchennym stole. Na pewną śmierć głodnego zapomnienia.
Gdy z niego uciekam kupuję czekoladki na drogę i obiecuję sobie zostawić Ci jedną. Płacę na rogatkach za szczęście i wysyłam pocztówki w butelkach. Całują je śnięte ryby, dotyka już niepłynący, umarły czas z lewej strony wskazówki. Wiesz? Ten zegar, który spadł mi na głowę z szafki, w której umierają właśnie zimowe ubrania, rozebrali mi na części. Mi też jakiejś drobinki brak. Pachnę nagością i ciepłym mlekiem z miodem. Zimowe ubrania również rozumiem. Zapomniałam Ci o tym powiedzieć. Zapomniałam zapomnieć.
Nie patrz na mnie tak. Jestem niewinna jak aureole odciśnięte na białym obrusie po Twojej ulubionej kawie.