"Nigdzie bowiem nie schroni się człowiek
spokojniej i łatwiej,
jak do duszy własnej."
Mało o mnie wiesz. Nie wiesz, że mój rytm upadających łez polubił ostatnio etiudę rewolucyjną. Ba, nie wiesz nawet czy po naszym koncercie zacząć klaskać czy głaskać mnie po skroni. I tego, że gdy boli kulę się do siebie, w embrionalnej pozycji całując kolana. Zastygam w stuporze, błądząc tylko po omacku zbuntowanymi palcami. Jakbym chciała zagrać ciszę, głośniejszą niż krzyk. Nie wiesz, jak bardzo kochałabym chodzić przez skrzyżowania ulic i kaskad ciepłego deszczu z kimś obok, gdybym mu ufała. Nawet, bez parasola i ubrań. Nie wiesz, jak ochłodzić żar myśli świdrujących mi głowę na wylot. I co dzieje się, gdy przez sitko mojej glowy wylewa się kwas, w którym umiem już nawet pływać żabką. Znasz tylko okładkę chemii moich wzruszeń. Jedną wyrwaną w afekcie stronę z podkreślonymi słowami. Nie wiesz i tego, że ulubione fragmenty książek zaznaczam rubinową szminką, zasuszonym płatkiem, zapachem, sobą. A najchętniej zamieszkałabym w kwiaciarnio - bibliotece oddychając głeboko. I i i.. Ale jesteś tu, odgarniając mi zagubione kosmyki za ucho. Widzisz, jak uciekam wzrokiem próbując mnie jednocześnie złapać za rękę.
Dni mijają tak szybko, że nie zawsze zdążą odwzajemnić mój nieśmiały uśmiech. Tak je usprawiedliwiam, bo sama wciąż gdzieś biegnę, starając się choć na chwilę uśpić w sobie buntownika. Czasem i moje kąciki ust porywa wiatr, lecz zawsze je zwraca wieczorami, głośno hucząc w okienne szkło. Potem znowu zajmuje się nagimi drzewami, zostawiając mnie w błogiej, tulącej ciszy. Jestem złym człowiekiem, który chciałby nie brudzić kremowych sukienek czekoladą i czarnymi dziurami myśli. Narkotyzuję się zapachem druku, popełniam nieudane samobójstwa topiąc się w pianie, bezwstydnie wysyłam Ci iskierki po nagim niebie. Non, je ne regrette rien.
Chciałabym nauczyć się wierzyć w siebie całą sobą.