tęsknię za zielenią i wszystkim co w niej..
"A ja wsadzam do ust szczotkę -
plastikową do mycia butelek.
I szoruję się od środka..
Dokładnie każdą szczelinę.
Piję źródlaną wodę -
wypłukuję wszystkie toksyny
Za chwilę pobiegnę na łąkę..
Świeża, czysta i głodna."
Pływam dumnie w białych chusteczkach (podobno jestem tak blada, że można mówić, że płynę żabko - kameleonem) , kicham co rusz rzeźbiąc złowrogie fale powietrza, porywam ludzi, którzy chyba też polubili zabawę w małego demiurga, bo od paru chwil dopieszczamy płynąco - niezadowolone minki fal razem. Morze niemożliwości. Twarz moich kolegów po fachu - których nie chwaląc się nauczyłam przeziebienia od a do zet - wyraża na przemian: nic i znużenie. Gdyby mieli wąsy owijali by je pewnie nieświadomie na palce, kończąc gdy tylko te od nadmiaru czułości zrobiłyby się fioletowe (zawstydzenie?). Z impetem rzucaliby wtedy (tak sobie podejrzewam) o podłogę te dorosłe już pukle wąsów, w końcu chorowanie trwa lata świetlne, a nożyczki często nie są sąsiadem kolorowych tabletek. Pewnie od gorączki palców i owijania kręciłyby się jak wstążki, ale co to za prezent. Nie ufam ludziom z wąsami, nie umiem ich nawet usprawiedliwić zabawą w szalonego stwórcę i hodowcę małych wirusów. A można by nie ufać sobie? Od hipoufności można zgłupieć, od hiperufności chyba też. Stanie w szpagacie pomiędzy do przyjemnych również nie należy. Myśli pokrywa melancholijny śnieg, studząc ich gorączkę, zmuszając oczy do puszczania mu oczek tak, że cały obraz się rozmywa i na chwilę traci wydźwięk. Słucham w ciszy mojego szybszego, chropowatego oddechu i stukotu w głowie. (ałała tralala) Nie wiem czy piszę, siedzę, oddycham (...) proszę ja czy gorączka, ale poczytasz mi coś?