zgubiłam wiarę w swoje zdjęcia i pisanie, chyba dlatego mnie tu tak mało. gdzie jesteś gdzie?!
nie powinno mnie tu być
( Cyfrówkowe, sprzed paru lat, które dziwną siłą zabłąkało się w teraźniejszości. To sentyment, nic niezwykłego.
Z dedykacją dla mojej wczorajszej Rozmówczyni, której oczy we mnie wierzą, gdy ja zapomniałam. Może dlatego, że zdążyły zobaczyć gwiazdy w studni? Chciałabym umieć pomóc Ci słowami, tak jak mówisz, tylko nie wiem czy potrafię. Tylko dla Ciebie nie spalam literka po literce tylko wpisuję tu. )
Myślę, że lubię rozmawiać.
Obserwować jak słowo lub cisza wybiega w nałożonym w pośpiechu obłoczku oddechu. Wprost do Kogoś.
Wczoraj rozmawiałam z Nią w porze czarnej, bezgwiezdnej kawy z księżycem z cukru. Piłyśmy łyk za łykiem bezsenność.
Powiedziała, że mam zbierać moje łzy tej jesieni zamiast jarzębin. Na tyle bezwstydnie, że nawet jakby w ich alejce, jakiś okruszek zapukał mi pod powiekę i poprosił z łzą, to mam zbierać ją wprost z policzka i się nie rumienić. Bo rozgrzane policzki mogą zmienić ją w parę, w małe obłoczki, które śnią swoje mydlane sny, by być ogromnymi chmurami. To infantylne, ale nieboskłon zdaje się być wyrozumiały i nie marszczy się nawet drobnym wiatrem. Ostatnich dni jest wyjątkowo znudzony. Od czasu do czasu wypuszcza tylko na niebieską łąkę pierwowzory rozgrzanych z dumy do białości kłębuszków. Czasem im zazdroszczę. Tej dumy i wiary.. Może to, dlatego, że dotykają nieba wciąż i wciąż?
Staję i się zapominam. .
Próbuję ustać jak baletnica i wykorzystać moje długie paznokcie.
Już prawie..
Dotykam białej nitki i rozwijam najbliższy mleczny kłębek. Zaczynam owijać go na palec, choć nie wiem, czy to coś da. Ale za którymś uściskiem na serdecznym palcu, koniec drogi mlecznej zaczyna zmieniać swoje miejsce jak zapalony lont, a we mnie wybucha gorycz. Uderzam nią o krawężnik nim zdąży wylać we mnie swój jad.
Idę i wraca mi pamięć. .
Miałam zbierać Ci łzy, byś zmieniała je w piękno. Ostatnio tak często się wzruszam. Może to na zbliżającą się zimę? Mniej odważne krople boją się, że za parę chwil za wariackie wyjście spod powiek, mogą zostać ozięble zamrożone? To pewnie, dlatego.
Przyznaję jakiś czas wcześniej myślałam sobie, że łzy smutku trzeba wysłać w kosmos wprost na pluton egzekucyjny. A w sytuacji braku rakiety kosmicznej -wylać je w głębinę poduszkowego pierza. Teraz zdałam sobie sprawę z własnego wyrachowania.
Dobrze czasami spojrzeć innymi oczami, albo choć pokołysać się na cudzych rzęsach.. Niby łza.
A te prawdziwe oddam Tobie. Na razie mam tylko te wczorajsze.
Ale łez wzruszeń chyba nie trzeba zamieniać na nic pięknego? A może, może.. Dodaj im kolor jak obiecałaś, dobrze? I niech pachną niezapominajką. Nie zapomnij, nie zapomnij!
Wiesz?
Nie wiedziałam, że łzy są tematem tak oczyszczającym.
Smutno jest być łzą. Wypływasz z konkretnym fatum - żłobisz w rysach twarzy radość lub smutek i nic nie możesz zmienić - ta myśl idzie za tobą jak cień przez całą drogę efemerycznego życia aż do jego końca we włosach, cudzym ubraniu, czy dłoniach. Mylą Cię z deszczem i cieknącym kranem. A na domiar złego większość ludzi się Ciebie wstydzi.