bawię się w modelkę, latem.
Jak napiszę coś chorego to przepraszam, ale mój mózg już usnął. :)
Teraz na tym chabrowym dywanie, ktoś wyhaftował zielono - zielone, pachnące kalafiorem coś, którego nie mogę zawołać, bo zapomniałam nazwy. Przypomnisz mi ją jeszcze raz? Wyszepczę ją, nie strzepując szminki z ust i nie zostawiając odcisków palców na ciszy. Może wleci mi przez okno, lub chociaż pospowiadamy się przez okienną szybę? Tęsknię już. Choć i tak kocham się dziś najbardziej w zapachu ciepła. Płomienie, tańczący w nim oddech, ciepłe nadgarstki w parze z moimi chłodnymi.
Chabry nie pachną, nie udają też czerwonego dywanu jak maki, ale i tak je kocham. Brakowalo ich tu. Gdybym szła tam dziś sama, chyba dodałabym namiastki ich błękitu błyszczącymi koralikami łez, rzucanymi w ukochanym nieładzie.
Śpiące na tęskniącej ścieżce gałęzie ( idealne do wyrywania kasztanów z objęć zazdrosnych drzew), budzą się na dźwiek kroków i wykrzywiają je przytulając się do stóp. Dostajemy długie palce i śmiejemy się, spacerując w swoich głowach boso, pod pretekstem braku odpowiednio długich sznurowadeł. Gałązki i całe prawie ramiona drzew. Wyglądają jak igiełki wbite przez Stwórcę, tego od szycia chabrowego pola i mojego dzisiejszego uśmiechu.
Ale ile można oddychać kalafiorowym czymś nawet, gdy grzeszy zielenią? Więc uciekamy. Mój artystyczny nieład w pokoju i poduszki. Cukierki z bombonierki, właśnie całują podlogę, bo podchodzą mi pod nogi! Ale tylko dwie, naprawdę! Mam nadzieję, że nie obudzę się dziś o trzeciej trzy, zaprawdę powiadam wam! Bo już pólnoc i trzeba powoli pożegnać ten dłuuuuuuugi dzień! Zrobilam dziś tak dużo kroków za miastem, za głową, za labiryntem tętnic. Widzialam minotaura, ze znaną mi jakby twarzą, ale na szczęście ktoś zasłonił mi oczy. Kto to, kto to?