"a
gdy mnie sen zmorzy..
zakradnij się i pozbaw mnie twarzy.
powoli zedrzyj skórę..
uwolnij mnie
od rysów tych przeklętych.
a z gliny ulep mi
kobiety prostej twarz
i nową daj tożsamość..
nauczę się, nauczę jej
na pamięć.
i kiedy się spełni..
bezkarna i naga
przejdę ulicą. "
Chyba z maja. Kwiaty to jedna z moich słabostek-miłostek. Nie wiem czy wyleczyłabym się z niej nawet, gdyby zmutowana, gigantyczna rosiczka zjadła mnie lub moje coś. W sumie to ośmielę się zwątpić.
Jestem sekundą, łykiem herbaty, spojrzeniem. Chciałabym umieć zostawić Wam - nim znowu na chwilę ucieknę - odrobinkę ciepła pod powieki. Takiego, które można wtulić, gdzieś między rzęsy i zrobić seans, gdy niemiłosierny deszcz będzie ciął szyby zbyt długo i w końcu dostanie się do naszego pokoju i serca. Próbuję uśmiechnąć się literami na przekór szarości wbijającej mnie w kratowany chodnik, jakbym zrobiła coś złego i musiała za to odsiedzieć wyrok. Może zrobiłam, tylko nie wiem jeszcze co? Podobno mam nie wnikać. Mówią, że i tak nie ma tu sprawiedliwości, że to co dobre uznaje się za przeterminowane lub zbyteczne, a ludzie częściej plują sobie na buty niż idą razem równym krokiem. A ja uciekam na krawężnik i idę próbując zachować równowagę udając samolot i dziwnie wymachując dłońmi próbującymi zlapać ćmo-motyle chwil. Z tą harmonią bywa różnie. Szczerze mówiąc najczęściej zbyt dużo się śmieję i za dużo płaczę i za mocno czuję. Przechylam się jak szalki wagi na dobrą i złą stronę, bez impetu i żalu ( ze świadomością - wrócę.) I spadam to na kratowane więzienie z mnóstwem stóp to na ulicę, pod tramwaj. Ale jestem kotem, maluję dwie pary paznokci na czerwono, gdy upadnę zbyt bardzo i je zniszczę. Gorzej, gdy upadam na serce.
Wczoraj kolejny raz poczułam anioły na ziemi. Nisko, blisko, ciepło. Gdy prawie umarłam w rzece pościeli, ktora wylała przez silne opady deszczu i łez. Zapowiadali to w prognozach, ludzie grający z losem w karty.
Ciche anioły dały mi nową myśl nasenną, w kolorze bzu, bez popijania. Serce drży, gdy gasi jego żar wodą z fontanny. Anioły jak most w kosmos. Gdzie znów spadałyby gwiazdy, a saturn robiłby z pierścienia hulahop, by wyglądać dostojniej na tle atlasowego nieba.