zaciesz Mileny z albumu z poprzedniej sklejki : )
Wracam do życia dzielnie obmacując ogromny kubek ciepłej, ziołowej herbaty. Chciałabym przenieść ogrzanymi od niego dłońmi górę, ale czekam jeszcze aż głos całkiem wróci na swoje miejsce. Tak żebym - gdy już ją sobię przeniosę i się na nią wdrapię - mogła porozmawiać sobie z echem. Tęsknię za tym teraz. I nie tylko. Nie umiem chorować, leżeć w łóżku i długo spać. Pewnie dlatego mam wrażenie, że ostatnie dni trwają wieczność. Próbując usnąć i przewracając się w pościeli zawstydzam pozycjami kamasutrę, robię fikołki i zaczepiam sąsiadów z góry muskając stopami sufit. Nauczyłam się też wypływać z morza pościeli w rzeki chusteczek i szklanych tabletek. A w kichaniu na dzień pobiłam rekord! Skromnie sobie myślę, że to zacne osiagnięcia, ale wracam powoli do ciała. Powoli, powoli. Sam mój cień i biała jak papier twarz z rysami w kolorze mydlano sennym, nawet z dodatkiem tych wszystkich zdolności, to nie dla mnie. Chcę już wybiec w płaszczu i kolorowych rajstopach w objęcia jesieni. Tak dziecinnie i beztrosko. Jakby to była pierwsza jesień w moim życiu.