Śniło mi się dzisiaj, że byłam zakochana. Że tęskniłam bez nienawiści. Że potrafiłam naprawdę coś czuć, a nie tylko litować się. Czy to jeszcze możliwe?
Czuję się, jakbym już niewiele miała w życiu do okrycia. Chyba rzeczywiście zbyt dużo mocnych wrażeń uodparnia, chociaż nie na to, na co chciałam się uodpornić.
Neverending bad trip to nowhere.