Po przemyśleniach sądzę, że rok 2011 nie był najgorszy, ale też nie należał do bardzo udanych... Zaszło w nim wiele zmian- zakończyłam przeszło roczny związek z Prz. (tak w ogóle napisał do mnie dziś na gadu!), zmieniłam image, napisałam w miarę dobrze maturę no i wyprowadziłam się z rodzinnego domu, do odległego o jakieś 200km Opola. Zmieniłam się trochę pod względem charakteru stałam się bardziej zaradna i zorganizowana. Powoli uczę się gotować. Tak! w 2011 pierwszy raz w życiu ugotowałam zupę - była o dziwo bardzo smaczna :D Całowakacyjna praca w tartaku również umocniła we mnie tą wewnętrzną i fizyczną siłę, stałam się bardziej pewna siebie i stwierdziłam, że jestem naprawdę wytrzymałą, pracowitą kobietą, która nie poddaje się mimo wszystko; że potrafię walczyć o swoje. Niejeden by temu nie podołał. Przez tą pracę zyskałam również bardzo wartościową znajomość z Ka. Kto by pomyślał, że jesteśmy do siebie tak bardzo podobne... Bratnie dusze? A kiedyś czułyśmy do siebie taką niechęć! ;p
Poza tym poznałam wiele wartościowych osób - bardzo mnie to cieszy. Stałam się bardziej otwarta. Zaczynam się więcej zwierzać...
Z takich złych wydarzeń? Podwójne "zostańmy przyjaciółmi" okazało się pieprzoną gadką, która nie znalazła pokrycia w rzeczywistości. No i S... wbił mi nóż w serce, tyle obiecywał, tak bardzo mydlił oczy, tak często kłamał... Nie chcę już o tym myśleć.
Oby 2012 był równie dobry, albo i lepszy !
A tak w ogóle... "odświeżyłam" kontakt z Pio... z jego inicjatywy. Zadziwiające.