"Szczęśliwi czasu nie liczą" powiedział patrząc jej w oczy. Ona się uśmiechnęła. Złapał ją za rękę i zaczął się śmiać. Ona nie musiała o nic pytać, wiedziała z czego się śmieje. Dla niej to wszystko było tak samo nieprawdopodobne jak dla Niego. Gdyby ktoś przed wyjazdem powiedział jej, że wydarzą się tam takie rzeczy, nigdy by w to nie uwierzyła. Tymczasem siedziała tam na przeciwko niego i czuła się najszczęśliwszą osobą na świecie. Niestety musiała już iść, ale On poprosił, żeby jeszcze chwilkę została. Chciał się przytulić:) a potem pozwolił jej iść, pod warunkiem, że wróci później... i dobrze wiedział, że wróci...;]
wiecie? ja naprawdę byłam wtedy szczęśliwa... to były jedne z najpiękniejszych dni minionego roku. tęsknię za tamtym uczuciem... taka niezależność. nikt mi nie mówił co mam robić, miałam wszystko gdzieś. Nie musiałam się przejmować, że przyjdzie ktoś i mi to wszystko zepsuje. To po prostu się działo. Bo ja tego chciałam i On tego chciał. Nie było głupich niedomówień i niejasności. Było tak jak chcieliśmy, tak jakbyśmy czekali na to od lat... To było szczęście.
ps mam ciutek zły dzień;/
;***