All day, all night party.
Czyli milutko spędzony weekend w towarzystwie May.
Była Ludzka Stonoga, która okazała się jednym wielkim niewypałem.
Obejrzałyśmy to do końca tylko dlatego, że byłyśmy ciekawe zakończenia.
I ja chyba nie chcę widzieć drugiej części.
American Mary trochę mnie zszokowało.
Ale na świecie naprawdę istnieją kobiety, które chcą wyglądać jak lalka Barbie tak identycznie...tak kropka w kropkę!
Nasze pyszne ciasto na podstawie jakiegoś randomowego przepisu z Internetu.
Ale dobre wyszło, dobre.
Dwie butelki wina poszły.
Za to dwie butelki hop coli chłodzą się w lodówce i ja nie wiem kto to wypije.
Dzisiejszy dzień taki leniwy.
Maraton z milionem różnych filmików na YT.
Straszne reklamy.
Jak reklamy mogą być straszne?! *obejrzała pierwszą* dobra, zmieniam zdanie.
No i syreny istnieją naprawdę!
Swoją drogą, podróba - nie podróba H2O - wystarczy kropla nas prześladowała.
Oszukane, podejście drugie
i próba oglądania Akwamaryny.
Ale doszlysmy do wniosku, że ten film nas przerósł.
To chyba już nie ten wiek!
I tak czekałam na tego WITCHa, a ostatecznie to ja zasnęłam.
A na zakończenie kinder joye ze śmiesznymi zabawkami.
I zimne desperadosy na upalny dzień.
Słowem, połowa weekendu jak najbardziej udana.
A jutro grill z siostrą.
Jak my się obsłużymy tym skomplikowanym sprzętem, to ja nie wiem...
Pewnie, po co uczyć się na poniedziałkowy egzamin.
Cheers!