Byłam tam.
Sięgnęłam dna, stanęłam na nim, a potem w jednej chwili zapadłam się po szyję.
Nie było tam żadnej nadzieji na powierzchnię. Nie było nic. Nie było mnie. Skończyłam się.
A jednak.
Jestem tu.
Silna.
Żyję.
Czuję.
Kocham.
I wiem jedno, nie skończę się po raz kolejny.
Nie stracę siebie, a straciłam się na wszystkie sposoby żeby zyskać kogoś w rezultacie zostając z nikim.
Byłam najlepszą wersją siebie. Teraz jestem v2.
Nie użalam się, tylko chwalę.
Odnalazłam swoje szczęście. Swoje miejsce. Swoją największą miłość. :)
Chociaż było to już bardzo dawno, może wifi sięga aż na czyjeś dno i da radę odebrać moje przesłanie - od każdego dna można się odbić ;)
Ja odbijając się od swojego wylądowałam w najlepszym miejscu na Ziemi. Obok B. i teraz razem zdobywamy szczyty.