z perspektywy czasu widzę w jakim bagnie siedziałam, jak byłam słaba psychicznie. jak bardzo nie miałam własnego zdania, racji, potrzeb, czasu, planów; jak bardzo nie mogłam ich mieć i jak bardzo nie potrafiłam się temu przeciwstawić. teraz z dnia na dzień dostrzegam coraz więcej i cieszę się, że nie ma już tej obręczy na moim umyśle. nie mówię, że żałuję wszystkiego. nie. ale wielu rzeczy. tak. teraz mogę I oddycham pełną piersią I nie boję się krytyki, krzyków, kłótni, wiecznych wyrzutów, czyichwin I szczerze powiedziawszy nic mnie to wszystko już nie obchodzi. ciszę się, że udało mi się z tego uwolnić i jeżeli mnie coś boli, to tylko to, że tak długo byłam głupia i wierząca w nierealne możebędzielepiej.
może szybko, ale odnalazłam swoje szczęście. wszystko się teraz we mnie naprawia i rośnie do dwa razy większych rozmiarów. i niczego nie żałuję. chcę więcej.
:)