31.08.1939. - Zgłosił się do służby wojskowej...zdjęcie tego wpisu do książeczki wojskowej było 31 sierpnia zeszłego roku - ciekawych odsyłam więc do archiwum :)
Jest ciepły, czwartkowy, sierpniowy ranek. Stanisławów - najbardziej wysunięte na południowy-wschód ówczesnej Rzeczpospolitej miasto wojewódzkie. W powietrzu od pewnego czasu czuć już niepewność i widmo wojny. Kolejnej wojny po dwudziestu jeden latach przerwy. Nagle okazuje się, że na mieście już wiszą obwieszczenia o mobilizacji, wszystkie gazety (było ich wtedy naprawdę sporo; poranne, wieczorne itd.), Polskie Radio także donoszą o obowiązku mobilizacji. A więc wojna jest już naprawdę blisko, chociaż niektórzy wciąż łudzą się, że to zagranie na przestraszenie faszystowskich Niemiec... Mój pradziadek żegna się ze swoją narzeczoną (później moją prababcią), rodziną. I wyrusza do pułkowych koszar, zostawiając w oddali rodzinny dom. W centrum miasta jeden wielki bałagan. Tłumy mężczyzn z kartami mobilizacyjnymi ciągną w różne strony - jedni do wspomnianych koszar 48 pułku piechoty, inni do sklepów, by zakupić trochę sucharów i konserw...
11 Karpacka Dywizja Piechoty, w ramach której mój pradziadek był d-cą plutonu w 48pp ostatecznie, wbrew planom, rozpoczęła szlak bojowy w okolicach Bochni i Brzeska. Potem kierowali się wciąż na wschód, bez wytchnienia. 13 września dotarł do nich pod Przemyśl, ryzykując swoim życiem, nowy dowódca nowotworzonej Armii "Małopolska", najwybitniejszy wg mnie polski generał we wrześniu '39, odsunięty jednak od wojska po śmierci Piłsudskiego - Kazimierz Sosnkowski. W moim pradziadku i jego kolegach odradza się duch walki, kroczą w stronę Lwowa, by dotrzeć w końcu do innych polskich jednostek i wyrwać się z odcięcia; nękani wciąż atakami z powietrza przez samoloty nurkujące, słynne Sztukasy. Po drodze toczą bardzo ciężkie walki, rozbijają elitarny pułk SS-Germiania; jednakże to wszystko kosztuje - z początkowych 10 tysięcy pod Lwowem 19 września jest ich około 1500 bagnetów. Dziadek trafia do niewoli niemieckiej podczas pierwszego, bardzo krwawego (często walczono wręcz) szturmu drogi do Lwowa, po walce z niemiecką 1 Dywizją Górską. Następnie niewola sowiecka, w której udawał niemego, bo nie chciał mówić po rosyjsku, choć władał nim bardzo dobrze. Dali mu spokój i wypuścili do domu, choć jeżeli przeczytaliby jego wykształcenie albo dostałby stopień porucznika, który mu się należał, to Katyń, Miednoje albo Charków...
A wiecie, co jest najpiękniejsze w tym całym tragiźmie? Nie poznałem pradziadka, zmarł 4 lata przed moim urodzeniem, ale...wspominał bardzo generała Sosnkowskiego, opowiadał o atakach tych przeklętych samolotów nurkujących, jak w pełnym marszu musieli nagle chować się po rowach. Do niewoli niemieckiej tak naprawdę nie trafił, bo 1 Dywizja Górska była sformowana gł. z Austriaków - pradziadka odprowadzał stary Austriak, a że dziadek władał biegle niemieckim, to uciął sobie z nim krótką pogawędkę i ostatecznie Austriak powiedział "ja strzelam w niebo, Ty uciekaj" - to wszystko dowody na prawdziwość historii, na to, że wcale nie jest bezsensowna, jak wszyscy dzisiaj sądzą; na to, że losy naszych bliskich tak naprawdę wplecione były w dzieje Europy, a nawet świata.
I puenta:
Mój pradziadek to był prawdziwy inteligent, romantyk, jemu wojna nigdy nie była w głowie. Pluton, którym dowodził, gdzieś za Przemyślem trafił na niemiecki sztab w leśniczówce. Weszli do środka, zaskoczyli ich totalnie. Rozbroili, kazali rozebrać się do samej bielizny i...i pradziadek kazał puścić ich wolno. Atlas, który tam zdobyli i służył im jako mapa w dalszych walkach był u mnie w domu jeszcze parę lat temu...czas go w końcu odnaleźć...
Każdą informację, nawet najkrótszą o walkach, o wojnie, komentował tak:
NIGDY WIĘCEJ WOJNY!
Zdjęcie: kapral podchorąży Stanisław Czub,
Stanisławów, 1937-38