Takie lovelaski z moim Mustagiem.
Ja go tak kocham, a ten mnie niecały tydzień temu zwalił :P
Tak konkretnie...już się pozbierałam, ale noga nie pozwala mi jeszcze w tym tygodniu na niego wsiąść, wylonżuje go z siodłem, a za tydzień zobaczymy :)
Specjalnie piszę, że mnie zwalił, a nie spadłam, bo ewidentnie próbował się mnie pozbyć zanim jeszcze...wsiadłam, bo stało się to kiedy wisiałam na strzemieniu chcąc przełożyć prawą nogę nad siodłem...well shit.
Wargę też leczę, już jest lepiej, ale dalej boli :P Żebro chyba też nie jest pęknięte, choć nie poszłam na RTG :P
Suma summarum żyję i wiem, że ten koń nie jest obliczalny...ale wiedziałam, na co się piszę, trochę rozczarowania jest, bo włożyłam w niego masę pracy, ale wyrosłam już z oczekiwania na "wdzieczność", to tylko głupi koń bez uczuć wyższych i myślenia abstrakcyjnego. Z takim podejściem lepiej mi tolerować tego typu rzeczy.
Tak z innej beczki to mega podjarałam się możliwością zobaczenia Jareda i Marsów na żywo i mocno rozważam polowanie na bilet do Łodzi <3
A tymczasem zaczęły się studia i meeeega zajob, jest co robić jak zwykle, więc uciekam do farmakologii ;)