Dawno mnie tutaj nie było i w sumie mówiłam, że nie wróce, ale zawsze człowiek wraca tam gdzie mu jest najlepiej i najbezpieczniej. Gdy błądzi w labiryncie sprzecznych słow, myśli, gestów. Gdzies juz to słyszałam. Jestem w kropce. Ludzie się zmieniają, czasy się zmieniają ale ten mój najukochańszy labirynt trwa dalej, pnie sie wysoko w góre, jego ściezki zawężają się, zaprasza mnie do srodka mówiąc bym mu zaufała, że tym razem wyjde z podniesioną głowa, zwycięsko. Po raz kolejny zachowuje wiare małego dziecka, ufam mu jak matce i wgłębiam się w absurdalny tok jego słow. Po chwili jednak wiem, ze mnie oszukał, że i tym razem gdy będe się wbłebiała w jego tajemnice nie odkryje niczego pięknego. Poznam tylko siebie od nowa, będe wiedziała ile jestem warta i czy ktoś na mnie zasługuje...bo teraz po tej odwiecznej wędrówce wiem, że jestem czegoś warta, wiem, że ilekroć będe do niego wracała wyjde z większą pewnoscią siebie, większym bagażem doswiadczeń i będe wiedziała, że nikt nie zrani mnie bardziej niż poprzednim razem...