Idąc zimną ulicą w mieście
Widzę mgłę, oni-szczęście.
Wysysa ze mnie wszystko
I to przez nią upadam tak nisko.
Zimny śnieg prószy z czarnego nieba
i jak strach zabija to co widzieć trzeba.
Zakrywa zielonooką naturalność
i to co w naszych oczach umarło.
Moje miłosne serce zamroził lód
i każe mi niszczyć, niczym zły bóg.
Krocząc tym kamiennym chodnikiem
Zamrażam ich serca swym złym dotykiem.
Oni już nie patrzą na siebie z miłością
Idą bez serca z ukrytą pogardliwością.
Dzień mija za dniem a śnieg dalej prószy
Zło owiało świat i nic dobrego nie wróży.
Zło jest w piekielnie dobrym stanie
I śmieje się z berłem na swym tronie
Serca ludzkości jeszcze nie zamarzły
Ich miłosne pocałunki jeszcze nie umarły.
Już czas wyjść z ukrycia
Wziąć czarną szatę do okrycia
Iść brukowanym chodnikiem
I zabić ich serca swym krwistym wzrokiem.
Tak! Ludzie żyją bez krzty dobroci
Nie mają sumienia, nic ich już nie obchodzi.
Minął już dobry, pamiętny czas
A każdy oddech ludzki zgasł.
Ołowiane serca są dziś praktyczniejsze
Choć czasy zrobiły się smętniejsze...
A Zło? Siedzi na tronie królewskim
Zapomniawszy ze kiedyś dobro było dla niego wszystkim...