Heh, opiszę wam po kolei każdy z moich trzech dni, mojego śmiesznie krótkiego wypadu na podlasie/litwę. Dodam tylko, że przez te "śmieszne" 3 dni, od chlery miałem różnych ciekawostek i trzeba przyznać że było niezwykle intensywnie :D
A więc, dzień 1 to dzień przyjazdu do Łomży, gdzie miałem się przespać u cioci, że tak ujmę ^^
Godzina 16, wychodzę z domu na pociąg z rodzicami, bo plan był taki, żeby pojechać pociągiem do Warszawa Włochy, skąd miał nas wuj odebrać i autkiem pojechać przez W-wę do Łomży. No więc, jedziemy, jedziemy, Żyrardów mineliśmy i jedziemy dalej, ciuch, ciuch i za Grodziskiem Mazowiecki jak nie PIERDOLŁO, straszny huk, wszyscy przerażeni, jednemu moherowi o mało serce nie wyleciało bo "Jeeezus, jest tuu", ja małe zdziwko ale zimna krew i wyglądam co się stało, w sumie nie wykoleiliśmy się wiec jest dobrze. Wyglądam przez okno i widzę że ta częśc co podtrzymuje linie trakcyjną w całości pierdolnęła w dach pociąg, sieć się zerwała zaiskrzyło... ale maszynista szybko pociąg zatrzymał i zabezpieczył w jakimś tam stopniu. No nic... poczekaliśmy chwilę w pociągu, ojciec coś pomamrotał i poszliśmy z walizkami na dworzec w Grodzisku Maz., bo w końcu to coś rypło jakieś 20 m za peronami... Telefon do wuja, i za 40 minut był Daewoo pod dworcem, ledwo się zapakowaliśmy do wozika to zaczął lać deszcz.
Dobra, jedno wrażenie za sobą, jedziemy przez stolicę, a tu już pociemniało pioruny nawalały cały czas, raz przypierdolił w stojący 50 m dalej billboard... trochę strach, a tu dopiero jesteśmy w wawce, około 150 km od Łomży. Dobrze że wuj miał CB-radio, to się dowiedzieliśmy że tunele zalane, ponoć osobówki się tam potopiły, a w jednym busie ludzie na dach wyszli bo zalało...Jeździliśmy Daewoo po jakichś zagłębieniach gdzie woda dotykała niemalże tłumika, ale cały szczeście nie zalało silnika... dobra, jakoś z pomocą mobilków (kierowców z CB-radia) wyjechaliśmy z wawki i jechaliśmy do Łomży, wiele tu opowiadać nie będę, bo dziać się działo cały czas to samo, przez bite 2 godziny jechaliśmy równo z burzą i nastrój był taki jak w filmie Pojutrze... albo jak w Świt Żywych Trupów, upiornie... niebo cały czas na fioletowe i się błyskało, większość miast, miasteczek bez prądu, na ulicach gałęzie, woda, konary... a w szybe ostro napieprza deszcz. Mniej więcej wyglądało to tak:
http://www.youtube.com/watch?v=lOKPS6
Choć z góry zaznaczam, że film nie jest mojego autorstwa i warunki tam, są piękne w porównaniu do tych w jakich jechałem, bo lało niemiłosiernie, a na filmie "po prostu" pada.
Około 23:30 dopiero przyjechaliśmy do Łomży, (wyjechaliśmy z Grodziska o 19:35) ciotka nas ugościła kolacyjką a potem kima koło 1. Uff.. dzień 1 zakończony...
Zapomniałem jeszcze dodać, że wozik wujka jest w benzyna/gaz i na benzynie się pieprzy jazda, a na gazie jeździ normalnie, oczywiście w burze zabronione jest tankowanie gazu, toteż z ręką na sercu jechaliśmy do tej Łomży bo w każdym momencie mógł wozik odmówić dalszej współpracy z nami...