Płakałam. Krzyczałam. Waliłam pięściami w ściany. Siedziałam z nim w łazience przez godzinę i liczyłam na cud. Nic takiego się nie wydarzyło. Jutro pewnie znów weterynarz. Nie mam już siły. To już rok i znowu jest coraz gorzej. Nie miałam z kim o tym porozmawiać. Nikt nie chce już o tym słuchać. A ja się duszę. Jestem tutaj z nim sama. Jeśli i on odejdzie to nie będzie już nic. Nigdy nie sądziłam, że można tak bardzo przywiązać się do zwierzaka. Oddałabym wszystko by go wyleczyć, ale coraz mniej we mnie nadziei, że to się wydarzy. Na tym świecie cuda się nie wydarzają. Dał mi te 7 lat kiedy nie czułam się zupełnie sama. Wielokrotnie na swojej terapii chciałam powiedzieć o nim, że jest "najważniejszą osobą". To więcej niż kot. To przyjaciel. Każdego cholernego dnia coraz trudniej mi się patrzy na to co się dzieje.
Wycofałam się, bo wszyscy mieli już dość tego tematu. Milczę, nic nie mówię. Nikt nawet nie pyta. Wycofuję się coraz bardziej i coraz więcej milczę. Nie mam już siły. Robię co trzeba, ale nie mam już siły prosić o pomoc. Chyba dostałam wystarczająco znaków, że pora się wycofać, bo nikt już nie chce tego słuchać. Nawet tato dziś do mnie nie dzwonił (pewnie znów się spił). Póki jest kot, dam sobie radę. Ale co jeśli to nie skończy się dobrze? Nie potrafię o tym myśleć. Nie wyobrażam sobie, co się wtedy stanie. Przecież dla wszystkich innych to tylko kot. Ale ja wiem, że on sprawia, że się jakoś trzymam. Rozpadnę się całkiem kiedy go nie będzie. Przeraża mnie ta myśl.
Nie pamiętam kiedy ostatnio ktoś mnie przytulił. Nie pamiętam kiedy ktoś szczerze się mną zainteresował. Mogę sobie być, mogę sobie mówić ale czuję jakbym wokół siebie miała ściany a nie ludzi. Oni nie słyszą. Nikt już mnie nie słyszy. Poza pracą chyba już dla nikogo nie jestem ważna. Zresztą czuję, że nie ma dla mnie miejsca w życiach ludzi. Mają lepsze rzeczy do roboty niż słuchanie mojego pierdolenia, wcale się im nie dziwię. Problem polega na tym, że to wszystko co złe dzieje się teraz, więc o czym innym mam mówić? Nie zakładam masek. Nie udaję. Po prostu znikam. To wszystko przekracza moje możliwości. Nigdy nie proś się o wsparcie. Nigdy nie proś się o obecność. Więc nie proszę.
Izolacja. Wycofanie. Samotność. Przerażająca pustka.