Było ich z dwie tony. Znowu się przeliczyłam. Tyle lat udało mi się unikać tego miejsca, unikając czucia. Unikając zaufania. Uciekając jak poparzona. Blednąc z roku na rok. Gasząc spokojnie światła. Ale mogę powiedzieć - heloł, znów się tu znajdujemy. Tak między nami, to jedno z najbardziej bogatych afektywne miejsc. Nie wiem jak mogłam więc zapomnieć o jego istnieniu. Co się ze mną stało, że uwierzyłam w te brednie? Jakim cudem uwierzyłam, że to mogło się udać? Jakim kurwa cudem byłam tak naiwna? Brak mi kurwa do siebie słów.
Jestem tak niekonsekwentna w tym co robię, że aż mi niedobrze. Milion razy przysięgałam sobie - nie zaufam. Już nigdy nie pomyślę, że coś mogło by się udać. Nie mnie. Nie ma mnie w tej puli szczęśliwców. Tyle razy byłam w tym punkcie, że znów nie wierzę, że można było by mnie pokochać. Nawet nie wiem co robię źle. Nikt tego nie wie. Chyba nie chcę już próbować. Najlepiej było by nie pokochać już nigdy nikogo. Nienawidzę siebie za to, że znowu sobie na to pozwoliłam. Chcę to zniszczyć. Siebie, jego, nas. W środku znowu mam zgliszcza a to nie pasuje do otaczającej nas aury. Przecież powinno pasować, nie może się tak ze sobą gryźć. Ja tego tak nie zostawię. Zniszczę wszystko to co pozostało. Niech jest martwe.
A przecież to co robię jest jak reanimowanie zdechłego szczura. Bez sensu. Po co robić coś, jeśli od lat efekt jest taki sam. Jeśli nie da się wyjść poza ten jebany kołowrotek. Jakim kurwa prawem, za każdym razem spodziewam się czegoś innego? Zwykła statystyka mówi jaki będzie efekt. Chcę przytulić lód żeby się nim stać. Żeby być kamieniem, który się nie rusza.
Nie ma we mnie życia od wczoraj, bo coś umarło. Ale rozmawiamy jak gdyby nigdy nic. Ciekawe, czy on to czuje. Nie wiem czy bardziej go kocham czy nienawidzę. Powróciła autodestrukcja. Nie wiem jak długo jeszcze to wytrzymam. Chciałabym by w końcu coś pękło, żeby nigdy więcej się nie rozczarować. A to możliwe jedynie wtedy gdy już w nic się nie wierzy. Chciałabym nie wierzyć w nic. Nie mieć złudzeń. Nie mieć nadziei. To moje jednocześnie najgorsze i najlepsze cechy. W jednej chwili najbardziej ciągną w górę, w drugiej najbardziej ciągną w dół.