No i znowu tutaj jestem. Mam nadzieję, że tego nie zakończy słomiany zapał, bo dobrze mi to zrobi jeśli znowu zacznę pisać.
Fizycznie jest źle. Zaczęłam sobie notować co mnie boli, bo muszę to powtórzyć za dwa tygodnie a jest tego tyle, że się w tym gubię. Zdecydowanie łatwiej byłoby mi powiedzieć co mnie nie boli. Bardzo źle znoszę ten powrót na fizjo. Kilka lat temu było zdecydowanie lżej. Mam chwile zwątpienia. Kiedyś takich nie miałam. Wiem, że musi boleć i tak ma być. Że muszę przez to przejść, a jeśli zrezygnuję to przecież też nie będzie lepiej. Może tylko w krótkiej perspektywie. Później może być zdecydowanie gorzej i być może nie da się już nic z tym zrobić. Co nie zmienia faktu, że narzekam, bo cholernie boli. Pisał do mnie wczoraj znajomy, żebym wpadła na piwo. Byłam akurat w takim nastroju, że potrzebowałam tego. Potrzebowałam odreagować. Bo najpierw się na coś nastawiłam i byłam podekscytowana, 15 minut później się na tym zawiodłam, bo okazało się, że tylko w opisie to tak dobrze wyglądało a na sam koniec zaniepokoiłam. Jeszcze czymś zupełnie niezwiązanym. A może to po prostu mój lęk i problem, który kiedyś miałam. Niby się przyzwyczaiłam. A jednak mimowolnie zawsze w te dni potrzebuję gdzieś ze sobą uciec. Nie wiem czy kiedykolwiek się z tego wyleczę.
Poszłam na to piwo, choć było już późno. Ja. Po prostu ja. Ale w zdecydowanie innej odsłonie niż 2 miesiące temu kiedy widzieliśmy się ostatni raz. Mimo wszystko było ok, choć usłyszałam rzeczy, których niełatwo się słucha. Co do tego nie było we mnie lęku. Bardziej przeraziła mnie nadmierna sympatyczność i dopytywanie czy dotarłam do domu a później jeszcze pytanie czy może zadzwonić. Proszę Cię, nie zakochuj się we mnie. Nie chcę tego i Ty dobrze o tym wiesz. Nie chcę by zakochiwał się we mnie ktokolwiek. Nie chcę związków. To nie jest dobry moment. Dobrze mi jest samej. No może ktoś jeden mógłby się we mnie zakochać, ale właściwie jeszcze się nie znamy. I może nigdy się nie poznamy. A może ja go pominę, bo wycofuję się prawie zawsze wtedy gdy im zaczyna zależeć. Jak o tym wczorajszym opowiadałam przyjaciółce to zapomniałam o tym szczególe. Wyparłam to w klasyczny sposób. Zapomniałam, że chciał do mnie dzwonić.
Dzisiaj patrząc na liczby zakażeń, w przededniu kolejnego zamknięcia wszystkiego na amen nie było mi miło. Na dłuższą chwilę powrócił mi lęk przed tym wszystkim. Przecież w obecnym świecie nie ma już czegoś takiego jak poczucie bezpieczeństwa. I wrócił ten brak nadziei, że to kiedykolwiek się skończy skoro przechodzimy przez to kolejny raz. Naprawdę momentami tracę nadzieję. Nie może pozostać tak jak jest. Bo ten obecny świat bardzo mi się nie podoba.