To już prawie trzy tygodnie a ja nadal nie mogę się pogodzić z tym że moja poprzednia praca się skończyła. Chociaż mam już nową. Więcej zarabiam. I chyba nawet jest mi tu lepiej, bo ostatnio mocno posypało się z tamtymi ludźmi. Przyszła jedna, dowalała się do mojego faceta. A potem druga którą mówiła że jest moją przyjaciółką. Fałsz. Ale on je spuścił na drzewo, obydwie. Na pożegnalnej imprezie z mojej pracy jasno im pokazał. Zaznaczył, że tylko dla mnie obok ma miejsce.
A dużo się działo od postu z 1 maja. Poszedł ode mnie. Nie było go miesiąc. W tym czasie on skończył 37 lat, ja nauczyłam się kontroli emocji, znalazłam nowych ciepłych ludzi i zaczęłam grać na keyboardzie. I musiał wtedy odejść, by zrozumieć, że moje uczucia są stałe a jego życie beze mnie to tylko pusta egzystencja. To co mi powiedział gdy wrócił do mojego życia widziałam w jego oczach wtedy gdy tylko witałam się z nim w mojej pracy i więcej nic. I wtedy gdy tydzień po odejściu zażartowałam żeby wpadał do nas o 7 rano po afterze. A o 8 stał pod naszymi drzwiami i mnie obudził.
Ale teraz już oficjalnie. Kiedy idziemy przez miasto, mocno trzyma mnie za rękę. A ludzie się tylko patrzą. A niech się patrzą. Razem przyszliśmy na tamtą imprezę pożegnalną dokładnie tydzień temu, moim koleżankom wręcz odjebało. Przynajmniej wiem kto jest ze mną szczery. Poznałam jego córkę i mamę. Zaakceptowali mnie. Jeszcze nie powiedziałam tylko mojemu tacie, bo tego się boję. Wiem, że powinnam. Martwię się jego reakcją, choć mama nie powiedziała mi złego słowa.
To wszystko zbiegło się z odstawieniem leków. Więc emocje we mnie wybuchły, jak wielki ogień. Przez jakiś czas nie wiedziałam co dokładnie czuję. Ale już wiem. To jakaś dziwna tęsknota. Jakaś nostalgia. Ale to nie smutek, choć wiem że za bardzo tkwię w przeszłości. Czuję się tak jak ta dziewczynka w gimnazjum która zakochiwała się pierwszy raz. Codziennie, szczególnie pod wieczór aż przechodzą mnie dreszcze i chce mi się płakać, jeśli tylko zauważę coś pięknego. A prawie wszystko jest dla mnie piękne teraz. Nawet pieprzony szyld galerii, który widzę teraz gdy tu siedzę przed pracą. Bo znów pracuję w klubie.
A szczególnie chce mi się płakać ze wzruszenia kiedy on mówi mi, że jestem inna. Że mnie szanuje. Że mam takie ciepłe oczy. I że jestem jedną z tych dziewczyn, które nie są rozdziałem w życiu tylko tymi z którymi się żenią. Bo są po prostu dobre. I mają czyste serca.
On uspokaja mnie mocno i ja to sobie robię
Choć z uwagi na swoją własną przeszłość i kilka lat wstecz nadal żyje we mnie jakiś swoisty niepokój. A szczególnie przez to, że moi poprzedni szefowie tak po prostu nagle sprzedali nas wraz z klubem nowemu właścicielowi. Zadośćuczynili w zasadzie i cały czas za nimi tęsknię, ale to był zbyt duży szok. Jeszcze upłynie trochę czasu aż wrócę do równowagi. Poznałam tego nowego właściciela. I tak na poważnie to nie chcę go znać. I tak musiałam znaleźć sobie coś nowego na czas w którym trwa tam remont. Bo będzie z tego kolejny klub. Ale ja nie chcę dla niego pracować. I nie z fałszywymi koleżankami. A w sumie to nie straciłam nic, zostawiając tamto. Tu gdzie jestem teraz stawkę mam taką samą jak tam mi obiecywano. Przy normalnej muzyce i chyba z normalnymi ludźmi. Choć dopiero ich poznaję. Ale powoli zaczynam ich dążyć sympatią. Mówię sobie że wszystko się ułoży. Bo pewnie tak będzie. Zawsze tak było niezależnie od tego jak sytuacja była tragiczna. Więc i tym razem tak będzie. Szczególnie, że nie jestem sama, mam go obok siebie. A razem poradzimy sobie ze wszystkim.
https://youtu.be/Y7bx8yaPsTk