Zostaw mnie, nie kuś, nie mów, nie wołaj
Daj skołatanym myślom odpocząć, już pora
Oddaj choć moment, nie widzisz, że tonę?
Pozwól mi usnąć chcę wyrwać się koniec
Nie chcę już, o nie, me oczy zmęczone
Tętno zbyt szybkie, wysycham, płonę
Jak gąbka chłonę, choć nie chcę, bo cierpię
Boli mnie serce, łeb pęka, weź mnie
Wiesz nie odejdę, daj chwile wytchnienia
Chwila nie zmienia twego stanu skupienia
Tak żyć, weź mnie zostaw, daj spokój w końcu
Nie odbieraj wszystkiego, ja nie chcę tego
Zbyt wiele złego, nie chcę być twym kolegą
Proszę cię kurwa, błagam, nie rób mi tego
Są chwile, gdy samotnie spadam w dół
To są dni, kiedy nie mam sił, świat pęka w pół
Nikt nie wie kim jestem, dokąd idę czy jeszcze
Dziś samotny stoję przed tobą
Ciągle jeszcze żyję, wierzę i jestem
W oczach znów rozpacz ratować nie można
Wszystko cię straszy, ty znów majaczysz
Znów słyszysz głosy, chcesz zagłuszyć je, patrzysz
Nerwowo spoglądasz i kolejny kopniak
To już nawet nie działa, wszystko w środku ci siada
Wiesz, że się nie nadasz, zawodzisz, nic nie zdziałasz
I znów rozczarowanie, szlochem dusisz ból naraz
Serwujesz piekło, szumi mi w głowie
Uśmiechasz się lekko, czujesz pulsujące skronie
Ponownie toniesz, idziesz na dno, to koniec
Przez cały czas milczysz, nazwę to monologiem
Proszę, pozwól mi żyć, ja chcę żyć, chcę doczekać...