wierszyku pełen cudowności,wspólniku mojej bezsenności,niedokończona zdań wymiano, cudowna kłótnio, w pół urwana, blada kuzynko Melpomeno,jedną zagraną dobrze sceną,świecie utkany z głupich marzeń, akordeonie w nocnym barze,zażarta na ten świat niezgodo,z którą rozstałam się tak młodo, chwilo szaleństwa i radości mej tożsamości, niezmienności dowiedź, słonecznikowa kresko krzywa, złota Van Gogha perspektywo z wiosennych bzów liliowym deszczem...
Myślę, że każdy przynajmniej raz w roku ma farta. Mój czas, w którym wszystko mi się udaje to zdecydowanie jesień. Postanawiam w takim razie oddać się tej zasadzie w całości i, nie do końca bez obaw, runąć w ten jesienny, szaleńczy wir. Czy ta metoda działa będę mogła stwierdzić po 1 dniu grudnia. Trzymajcie kciuki.
W ramach realizacji mojego postanowienia zachęcam do poddania się muzycznym umysłom dwudziestoosobowego big bandu dziś w Lizard Kingu o 20.
Niejedną jeszcze paranoję
Przetrzymać przyjdzie robiąc swoje, kochani,
Róbmy swoje.